Dzieci w Szoku - krótka historia (ustami wokalisty)


Początki
Cała historia zaczęła się jeszcze grubo przed 90 rokiem. Jeszcze w harcerstwie. Wraz z Pepem spotkaliśmy na harcerskiej pielgrzymce w Częstochowie chłopaków z kapeli Cedron którzy zarazili nas miłością do alternatywnej muzyki i pokazali jak można wyrażać swoje uczucia przez muzykę. Pamiętam, że pierwszy raz usłyszałam wtedy "Arachię" Kultu na trzy gitary i ocipiałem. Nie mówiąc już o tym, że chłopaki grali "Wieżę radości, wieżę samotności" Sztywnego Pala Azji lepiej niż sami jej twórcy. No, tak. Tylko jak zrobić kapelę jak umie się tylko cztery chwyty na gitarze i "Dym z ogniska" jako sztandarowy kawałek pod panienki na ognisku.

Jeszcze w tym czasie ważny dla nas - młodych gniewnych - był Maciek - Gampes. Jedyny na owe czasy człowiek w Konstancinie który nosił irokeza jak stąd do nieba i kurtkę skórzaną z napisem "nazi punks fuck off " - jak już później się dowiedzieliśmy była to okładka z płytki Dead Kennedys. Otóż, kiedyś w parku zdrojowym graliśmy z Pepem w kapsle czy tam coś innego -Naszymi muzycznymi bogami prócz sztandarowych kapel rozgłośni harcerskiej było oczywiście The Cure - które w późniejszym okresie silnie opanowało umysły konstancińskiej młodzieży alternatywnej. tzn. - nie było wtedy komputerów .I przyszedł kiedyś do parku Gampes ze swoim kumplem Jakubem, nota bene też niezłym świrem. Zaczęliśmy gadkę o muzie i tak się wkręciliśmy, że od słowa do słowa przeszło na temat The Cure. I wtedy poszło.... Jakub - metalowiec z krwi i kości - okazało się wiedział wszystko dosłownie , na temat jak wyglądać powinien prawdziwy cure'owiec Wyłuszczył nam więc co i jak, a my - następnego dnia już pomykaliśmy z rozczochranymi czuprynami i w płaszczykach ubrani na czarno.
Oczywiście pociągało to za sobą wymierne konsekwencje społeczne tzn. bójki z żulami" za wygląd" stopnie w szkole" za wygląd" na religii" za wygląd" itd itp. " za wygląd" no cóż, czasy się zmieniły. W każdym razie właśnie wtedy zaczęliśmy naprawdę myśleć o własnym zespole. Próby odbywały się na pożyczonych gitarach oraz radioodbiornikach typu Śnieżnik lub amator u mnie lub u Pepego w domu.
Wtedy dowiedzieliśmy się, że w Skolimowie istnieje i gra prawdziwy zespół rockowy. Ponieważ mięliśmy już za sobą parę koncertów postanowiliśmy pójść na próbę i chociaż posłuchać - w tamtych czasach naprawdę nie było wielu ku temu okazji.

Okazało się , że kolesie w porównaniu do nas są kosmicznie profesjonalni.

Tak naprawdę to wszystko zaczęło się na próbie Czarnej Mańki w Skolimowie. Próby odbywały się w teraźniejszej siedzibie poczty. Wtedy tam był Ośrodek kultury - he, he - dumna nazwa bo w rzeczywistości rujnacja do 185 potęgi. Poszliśmy w drugi z kolei wieczór posłuchać czarnej mańki, a tu na próbie niespodziewanie pojawił się nowy pałker Fred . I tak się poznaliśmy nie wiedząc, że w przyszłości stworzymy coś razem. Z braków kadrowych zaczęliśmy uczestniczyć w próbach już nie tylko jako słuchacze ale również dawali nam hm, hm "pograć". Wreszcie wrośliśmy w skład kapeli po odejściu basisty Pepe stwierdził, że to jego powołanie . Ja zostałem trzecim gitarzystą.
Próby odbywały się w domku działkowym na Wierzbnie a jeździliśmy tam rowerami. Sąsiedzi nie darzyli nas zbytnią sympatią i uważali za satanistów mimo tego że muzykę którą graliśmy można opisać mianem pop rocka.

W międzyczasie zaczęła w nas kiełkować silna fascynacja Cure'ami. Próbowaliśmy grać ich kawałki, wyglądaliśmy jak oni. Przyszedł czas koncertów.

Pierwszy koncert Czarnej Mańki w składzie z nami odbył się w remizie strażackiej w Skolimowie wsi i został zorganizowany przez nas samych dla 40 pielęgniarek- praktykantek ze Stoceru i znajomych.
Byliśmy tak spięci, że tylko dwa wina mogły uratować sytuację a dziewczyny - myślały że przyjdą potańczyć na deski a tu pancy pancy - szybko i głośno. Sprzęt - gary polmuz, dwa eltrony i zdezelowana kamera pogłosowa.

I nadszedł ten dzień - kupiłem pierwszą swoją gitarę - Defil, od Romka Koseckiego który kiedyś też twórczo udzielał się w konstancińskich kapelach.

Zaczęliśmy próby w Piasecznie, ale skład uległ radykalnemu okrojeniu. Po kilku koncertach Czarna Mańka zawiesiła działalność, a na dwie próby przed następnym umówionym koncertem wokalista zrezygnował ze współpracy z nami wybierając karierę piłkarską.

Dzieci w Szoku
Doszliśmy do wniosku , że czas zacząć grać samemu tym bardziej , że nasze pomysły rzadko wykorzystywano w Czarnej Mańce. Po pierwszej próbie naszą muzykę określiliśmy mianem Dzieci w Szoku i tak narodził się kolejny zespół na konstancińskiej scenie.

Pierwszy koncert zagrany był w Piaseczyńskim Ośrodku kultury i uwieczniony na kasecie audio. Ukryci za zasłoną zrobiliśmy ogromne wrażenie na publiczności przyzwyczajonej do punkowego lub metalowego grania. Zaproponowaliśmy materiał jak kiepsko nagrane The Cure w połączeniu z małym performancem. Było magicznie. Ludzie po koncercie podchodzili, kiwali głowami - niektórzy nawet prosili o pisanie słów piosenek a my - nawet nie umieliśmy się sami nastroić - w końcu byliśmy "w szoku".

Potem od próby do próby krzepliśmy. Zaczęliśmy grać więcej koncertów. Znowu Piaseczno, potem Park Zdrojowy w Konstancinie, przegląd w Piasecznie, w Piastowie, dożynki w Górze Kalwarii, koncert w Wesołej razem z Post Regimentem i Jezusem Chytrusem, Piaseczno Liceum z Houkiem, Dzień Dziecka w Grójcu z Martinem Rothoffem, aż trafiliśmy do kultowego w tamtych czasach klubu Fugazi na warszawskiej Woli. U boku takich kapel jak Proletariat, Kinsky, Apteka, prezentowaliśmy swoje pomysły. Nie było źle. Potem Orkiestra Świątecznej Pomocy - pierwsza edycja - koncert z Apteką w liceum Dąbrowskiego, impreza Zgrzyt zorganizowana przez harcerzy w straży w Jeziornie z Post Regimentem, Degeneracją, Hack and Frytke i Pascalem - który rozstroił nam kompletnie gitary, ale nam to nie przeszkadzało i publice też. I wtedy poznaliśmy Kaina Maya - malarza, performera - wielkiego przyjaciela i działacza undergroundowej muzyki lat 80 - 90. Postanowił się nami zaopiekować i od tego momentu na każdym kolejnym koncercie graliśmy przy jego scenografii i kostiumach. Kain oprócz tego organizował nam czasem koncerty jak ten niezapomniany w Puławach na którym był sam Budzyński z Armii. Mnóstwo koncertów w Piasecznie - to była nasza baza. Tam próbowaliśmy i graliśmy. Po jednym z koncertów chyba w Ursusie, nie w Wesołej doszliśmy do wniosku, że trzeba zagrać żwawiej i ostrzej niż do tej pory. Zaczęliśmy grać trochę punkowo i hard core'owo. Przyszły koncerty z Kolaborantami, Collage, De Facto, Miss Quamaciuss, Amen, Mortal Dellą. Wspaniały czas. Nagraliśmy kasetkę demo w studiu w Markach i wydaliśmy ją własnym sumptem ok. 200 egzemplarzy przegrywanych i kopiowanych w domu. Krążyły wieści że ktoś sprzedaje Dzieci w Szoku na targowisku w Konstancinie - szok!!!

Co dalej ? O ile pamiętam wywiad w rozgłośni harcerskiej - całe 20 min. Pełne gwazdorsto. Puścili cztery nasze kawałki z kasetki demo - po prostu jeden trzask. I wtedy niestety dowiedzieliśmy się , że nasz pałker Fredi idzie do armii . było jeszcze trochę koncertów ale wojsko wszystko urwało. Każdy poszedł w swoją stronę.

Co dalej?
Potem stworzyliśmy jeszcze chimerę o nazwie Muchos Gracias z chlubnym dorobkiem dwóch koncertów na majówkach w Parku w Konstancinie ale był to projekt typowo garażowy typu "enjoy yourself". Próby w garażu u Walizy albo na Asfaltowej w Warszawie. Jest zapis demo na kilku kasetkach ale nie wiem czy wart publikacji.

Był jeszcze komputerowy projekt 3Mać E2rda stworzony z Pyrusiem - dwie kasetki demo z materiałem wysamplowanym z komputera.

Był projekt rapowo-industrialno-ambientowy stworzony w wolnych chwilach z Fredem - nakładanie ścieżek - ale wyszedł jeden wielki noise.

Garaż Freda był w ogóle niezłym chill outem w tamtych czasach. Zamykaliśmy się wraz z naszą muzą i uprzykrzaliśmy życie sąsiadom jak tylko można było.
No cóż, eto wsio jak mówią starzy Polacy. Więcej grzechów nie pamiętam a kasetami i zdjęciami w razie czego dysponuję.

Wieloch - wokalista i autor większości tekstów

Powrót