Artykuły:
Kwestie wyboru
O racjonalnej rzeczy ocenie
Dzieci i zwierzęta :-)
Czy nasz Pimpek ma lekarza rodzinnego?
Handel psami
Dlaczego psy się drapią?
Wścieklizna
Jeśli mają Państwo jakieś pytania i wątpliwośći proszę o telefon pod numer
tel:(022) 756 28 59

 

Koci kalendarz

Wielu właścicieli kotów doskonale zna temat rozrodu tego gatunku. Dla Nich artykuł ten nie będzie niczym nowym. Niektórzy z Państwa stwierdzą prawdopodobnie, że jest to niezbyt subtelna kryptoreklama zabiegów sterylizacji. Przyznam się od razu: jestem zdeklarowaną zwolenniczką sterylizowania/kastrowania zwierząt nie przeznaczonych do rozrodu.
Na wstępie zaznaczę, że cykl rozrodczy kotki i suki jest całkiem inny. Ktoś kto ma sukę i wziął sobie kotkę z nastawieniem ,że wystarczy przetrwać dwie ruje w roku, jak u suki, może być zaskoczony tym , co zaprezentuje mu kocica.
Kotki są samicami dnia długiego- tak mówią podręczniki do rozrodu dla młodych adeptów sztuki weterynaryjnej. Co to znaczy? Wchodzą w cykl rujowy o tej porze roku, gdy zaczyna się wydłużać dzień świetlny, co u nas w Polsce oznacza mniej więcej luty. I jak to z rozrodem bywa, od każdej reguły mamy wyjątki. Termin ten odnosi się raczej do kotek wychodzących, spędzających czas poza domem. Kotki przebywające stale w mieszkaniach mogą i często mają ten cykl zaburzony, między innymi z powodu dużej ilości światła sztucznego ( z naszych lamp), którego zimą nie brakuje. Wróćmy jednak do zasady wydłużającego się dnia. Jak napisałam kocie marcowanie przypada w lutym, a w marcu dość duża liczba kotek jest już w ciąży. Ciąża u kotek trwa około dwa miesiące. Po porodzie samica może mieć kolejną ruję w przeciągu 10 dni i karmiąc miot nr1 może szykować się do porodu nr2 . Na szczęście nie jest to zjawisko nagminne. Znam jednak takie kotki „producentki”, które od lutego do listopada, kiedy to cykl rujowy wygasa, uwijają się z czterema miotami. W każdym od trzech do pięciu kociąt. Pogratulować. Szczególnie właścicielom, którzy z uporem godnym lepszej sprawy , szukają dla wszystkich pociech dobrych domów. Jak wspomniałam, według podręczników, kiedy dzień świetlny jesienią skraca się, kotki przestają wchodzić w ruję –oczywiście do kolejnej wiosny (która może dla nich zacząć się w lutym następnego roku). Większość kotek robi sobie dłuższe przerwy między ciążami. I jak to w rozrodzie :wszystko to jest normą. Czy kotka urodzi jeden miot w roku, czy cztery, jeżeli odbyło się to bez powikłań , to jest to norma. Wszystko , co piszę odnosi się do sytuacji, gdy kotka ma swobodny dostęp do samców i jest kotka zdrową. Rozród kotów hodowlanych jest to zupełnie inny temat, na który powinni się wypowiadać mądrzejsi ode mnie lekarze specjaliści.
Jako prosty lekarz pierwszego kontaktu gorąco namawiam właścicieli kotów do sterylizowania i kastrowania swoich pociech. Wbrew pozorom jest to najzdrowsze rozwiązanie dla zwierząt. Ani podawanie tabletek hormonalnych ,ani injekcji hormonalnych w długotrwałej terapii nie jest zdrowe i może powodować powikłania zdrowotne. Zgadzam się, że zabieg operacyjny , który przecież wiąże się z narkozą może być groźny dla życia i zdrowia pacjenta. Tym niemniej zabiegi sterylizacji/kastracji są zabiegami chirurgicznymi najczęściej wykonywanymi na zwierzętach i procent powikłań jest naprawdę niewielki. W perspektywie całego życia psa lub kota zabieg chirurgiczny daje więcej plusów niż minusów.
Chciałabym jeszcze uporać się z przesądem, że suka i kotka przynajmniej raz w życiu muszą urodzić. W literaturze medycznej nie ma wskazań do pojedynczego porodu u samicy ze względów zdrowotnych. Nie zgadzam się także z opinią, że zwierzęta po zabiegu zmieniają się mentalnie. Wszystkie znane mi zwierzęta po operacji pozostały sobą.
Wracając do tematu głównego, proponuję poruszyć temat sterylizacji u lekarza w trakcie pierwszych szczepień kota. Będziecie Państwo mieli czas przygotować się do zabiegu. Właścicieli kotek niesterylizowanych gorąco namawiam, aby zastanowili się nad zabiegiem operacyjnym, a lekarz weterynarii pomoże Wam dobrać odpowiedni termin. Najlepszym momentem dla operacji jest tzw. cisza hormonalna, która wg podręczników przypada mniej więcej od listopada do lutego. Jeżeli przegapiliśmy ten moment, możemy być w kłopocie, bo nasza kotka może być właśnie w ciąży, albo właśnie karmiąca, albo właśnie w ciąży. Naprawdę czasami ciężko jest wstrzelić się z terminem zabiegu. Lekarze mają na to swoje sposoby i na pewno pomogą.
Na koniec opiszę dwie moje kotki, które jak każde moje zwierzę nauczyły mnie natury. Problem w tym ,że zwierzęta nie czytają podręczników weterynaryjnych. Jedna z moich kotek , jak najbardziej wychodząca (zresztą świetny myśliwy) ruję miała w grudniu. Wtedy, gdy dni są najkrótsze, kotka wyruszyła na wieś, a swoje potrzeby obwieszczała tak, że pół okolicy wiedziało, że potrzeba kota. Kompletne zaprzeczenie terminów akademickich, a jednak dalej fizjologia. Z tego miotu zostawiliśmy sobie jej córkę. Nie wiem ,czy była ona tak zdominowana przez matkę, czy po prostu tak miała, ale ta z kolei w ogóle nie pokazała objawów rui. O tym ,że jednak ruja była, przekonaliśmy się, jak zmieniła sylwetkę i w końcu powiła cztery kociątka. Od tamtej pory wiem ,co oznacza podręcznikowy termin „cicha ruja” i jak właściciel mówi, że nie widział objawów rui, to mu wierzę, a nie mówię, że to niemożliwe, bo objawy rui u kotek są tak ewidentne, że nie można ich przeoczyć. Kotki zostały wysterylizowane , po jakimś czasie zginęły tragicznie. Teraz mam inne koty (wysterylizowane) i cały czas czegoś od nich się uczę.

Małgorzata Żabicka-Woźniak

Kwestia wyboru

Artykuł ten będzie poniekąd nawiązywał do tematu ostatnio przeze mnie poruszanego. Chodzi o rozsądna ocenę sytuacji. Ostatnio byłam na sympozjum poświęconym zaburzeniom zachowania u psów. Nie rozpatrywano patologii zachowań, a raczej problemy jakie psy stwarzają swoim właścicielom. Muszę Państwu powiedzieć, że większość nieporządanych zachowań eliminowano m.in. przez zwiększenie ilości ruchu psa i zabaw z psem. I właśnie o tym chcę napisać.
Kiedyś już pisałam, że podejmując decyzję o kupnie zwierzęcia, powinniśmy poprzeć ją odpowiednim przygotowaniem teoretycznym. Czyli, jeśli chcemy kupić lub wziąć psa ,należy dowiedzieć się jakie będą jego wymagania związane z rasą. Dawniej ,kiedy powstawała większość ras psów ,były one selekcjonowane w kierunku określonych cech użytkowych oraz w kierunku eksterieru . Dzisiaj ,odnoszę wrażenie, że wielu hodowców zarzuciło myśl o użytkowaniu rasy, skupiając się wyłącznie na wyglądzie psa. Co z tego wynika?
Dla nas lekarzy ,w wielu sytuacjach myśl hodowlana jest źródłem nieustającego dochodu. Weźmy przykład: psy rasy shar pei od pierwszych tygodni życia wymagają podwiązania powiek ,a następnie zoperowania ich, bo zdecydowana większość tych psów ma wrodzone entropium (wadę budowy powieki). Bardzo często psy tej rasy mają chronicznie chorą skórę-przez całe swoje życie, związaną z wadliwą budową samej tkanki skórnej , jak i z nadmiernym pofałdowaniem skóry .”Pomarszczony” szczeniak shar pei może i pięknie wygląda w reklamie kremu liftingującego, ale zapewniam, że dla właściciela, który przez kilkanaście lat będzie musiał leczyć jego skórę będzie to już mniej atrakcyjne. Nie twierdzę, że wszystkie psy tej rasy są chore, lecz niestety stanowią one duży udział w populacji psów rasy shar pei w Polsce.
Wracając do tematu. Trzymajmy się dalej rasy shar pei. Jest to rasa bojowa i nic tego nie zmieni. Jeżeli ktoś wyobraża sobie ,że ten pies to pomarszczona przytulanka, jest w dużym błędzie. Owszem może być bardzo przyjaznym i spokojnym psem w stosunku do ludzi i zwierząt (z tym gorzej), ale trzeba to wypracować od wczesnego okresu szczenięcego i trzeba o tym wiedzieć.
Podam przykłady innych ras nieprawidłowo utrzymywanych i w związku z tym sprawiającch kłopoty właścicielom. Cała duża grupa psów myśliwskich. Niewielu nabywców beagli, ogarów, golden retriverów, labradorów, fox terrierów, wyżłów i wielu innych ras zdaje się pamietać o przeznaczeniu swoich pupili. Żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, należy wspomnieć ,że w obrębie psów myśliwskich są psy gończe, psy tropiące, psy aportujące, norowce i inne. Sądzę,że lepiej tę kwestię opisałby myśliwy, a ja nim nie jestem. Rozumiem jednak, że rasy te mają inne wymagania i schematy zachowań. Beagle dobrze czują się w sforze gnając przez las i ujadając (niech uderzą się w piersi Ci którzy trzymają beagla godzinami samego w mieszkaniu), labrador uwielbia taplać się w wodzie i wyławiać z niej zadane przez właściciela przedmioty (pomijając oczywiście kaczki, jeśli mają to szczęście należeć do myśliwego). Niech się przyznają właściciele labradorów, ilu z nich zabiera swoje psy na takie atrakcyjne spacery 3-4x w tygodniu ? Wyżły są z kolei psami myśliwskimi wielofunkcyjnymi. Potrafią tropić zwierzynę, mogą wystawić kaczkę i aportować ją po strzale. Potrzebują ścisłej współpracy z właścicielem, bo są to psy zadaniowe. Osobną historią są jack russel terriery. Ich zgubą jest to ,że są małe. Ludziom kojarzą się z niekłopotliwymi psami pokojowymi. Nic bardziej mylnego. Są to silnie umięśnione maszynki do tropienia lisów oraz do polowania na drobne gryzonie o nieprzejednanym charakterze i uporze godnym Górala.
Zależy mi, aby naświetlić Państwu, jak złożoną decyzją jest wybór rasy psa. Zwróciliście Państwo uwagę, że myśliwi, bądź sportowcy ścigający się w psich zaprzęgach ,rzadko kiedy bywają na wystawach psów i jeszcze rzadziej kupują championy. Związane jest to z tym, że w hodowli główny nacisk kładzie się na wygląd psa i w mojej ocenie za bardzo zaniedbuje się cechy użytkowe. Po co myśliwemu przepiękny regularnej budowy wyżeł, jeśli boi się strzałów.Z pewnością woli on kupić mniej urodziwego psa , ale po rodzicach polujących, sprawdzonych w pracy. Wyżeł to wyżeł. Nawet jeśli kupujemy go z renomowanej hodowli, musimy pamiętać, że jest to pies o bardzo dużych wymaganiach ruchu i zadań.
Niezależnie czy kupujemy psa myśliwskiego, ciągnącego (jak syberian husky, czy malamut), stróżujacego, czy pokojowego zawsze powinniśmy najpierw zastanowić się, czy jesteśmy w stanie zrealizować jego wymagania. Dodam, że wiele ras potrzebuje dużej ilości ruchu, a niektóre jeszcze dodatkowo zabaw z właścicielem i to przez okrągły rok (jesienią i zimą też!). Duża w tym rola hodowców , aby dobierać nabywców szczeniąt zgodnie z ich wymaganiami. Uważam, że sprzedanie szczenięcia syberian husky rodzinie do mieszkania w bloku nie mającej możliwości zabierania psa na długie spacery w terenie jest nieetyczne.
Z moich obserwacji wynika, że w Polsce dominuje dobór psa według wyglądu, czyli kupiliśmy sznaucera miniaturę, bo nam się podobał. Tak naprawdę, eksterier jest na pewno ważną cechą psa, ale na pewno nie wiążącą w wyborze rasy.Uwierzcie mi Państwo: jeśli ten ładny mały pies zdemoluje wam mieszkanie, na spacerach będzie uciekał, a na smyczy z kolei ciągnął jak lokomotywa, jago wygląd bardzo szybko przestanie Was cieszyć.
A wystarczy przygotować się teoretycznie . Jeśli z góry będzie wiadomo,że sznaucerowi trzeba będzie zapewnić długie spacery bez smyczy, a w domu zorganizować mu gry i zabawy, unikniemy wielu zgryzot. W związku z tym , sądzę, że nie jest to rasa dpowiednia np. dla starszej schorowanej osoby. Można domyślać się, że ani właściciel ani pies nie spełnią swoich oczekiwań. A przecież są inne rasy ,jak pudel miniatura, shih-tzu czy inne, które nie mają tak dużych wymagań ruchu.
Kontynuacją decyzji o posiadaniu psa jest jego wychowanie, ale to już temat na inny artykuł.

Małgorzata Żabicka-Woźniak

O racjonalnej rzeczy ocenie

Poniższy artykuł poświęcę tematowi, który nie jest ściśle weterynaryjny, choć niewątpliwie z weterynarią związany. Opiszę głównie konie, bo najbardziej obrazowo oddają temat. Od kilkunastu lat jeżdżę konno (z przerwami „na dzieci”), od 9-ciu lat praktykuję jako lekarz weterynarii , a przede wszystkim mój mąż od ponad 25-ciu lat leczy konie. To głównie Jego spostrzeżenia Państwu przekażę- a myślę ,że warto.
Proszę sobie wyobrazić dużą przestronną stajnię, z zadbanymi boksami, kilkoma padokami. Każdy koń na drzwiach boksu ma tabliczkę ze swoim imieniem, posiłki są podawane 3 razy dziennie. Wielu właścicieli stać , aby kupować swoim pupilom dodatki pokarmowe (o różnych owocowych smakach!!), które są dodawane do podstawowego żywienia. W tej stajni stoi koń. Jego właściciel to dobrze sytuowany człowiek. Do swojego konia przyjeżdża średnio co 2 tygodnie i zabiera go na dwugodzinne harce w lesie.
A teraz wyobraźcie sobie Państwo podlubelską wieś, tam gospodarstwo. Bez kaloszy po podwórku nie pochodzisz- błoto do półłydki. Za domem stoi mała , ciasna stajnia- kurz i pajęczyny, ale za to jest okno. Za stajnią jak okiem sięgnąć padok grodzony cienkimi żerdkami, na którym pasie się koń. Właściciela widuje codziennie. Od wiosny do późnej jesieni, gdy sypie mu owies na ziemię na padoku, bo do stajni w ogóle nie jest sprowadzany. Zimą też codziennie, bo codziennie pęta się po podwórku aż do zmierzchu ,kiedy jest zaganiany do stajni.
Jak Państwo myślicie, który z tych koni budzi u większości ludzi współczucie? Który właściciel naraża się na ostracyzm i gniewny osąd miłośników zwierząt? Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że zabłocony po grzywę koń nocą na padoku wzbudzi litość.
A teraz opiszę, jak tę sytuację widzi wielu lekarzy weterynarii (szczególnie starszych i spracowanych w terenie lekarzy). Koń z pierwszej stajni (tej ładnej) jest chory. Z czterech nóg bolą go trzy, bo jest nieprawidłowo użytkowany. Właściciel jest postawnym mężczyzną, razem z siodłem waży ponad sto kilo. Gdy pojawia się u swojego konia, siodła go i po kilku krokach stępa (przecież musi jakoś wyjść ze stajni) rusza galopem, aby szusować po leśnych ścieżkach przez dwie godziny. Po takim wypadzie właściciel jest bardzo zadowolony, czego nie można powiedzieć o obolałym ,niewtrenowanym koniu. Następnie właściciel odjeżdża , a koń wraca do siebie. Z uwagi na to ,że kontakt z człowiekiem kojarzy mu się głównie z bólem, jest nieprzyjaźnie nastawiony do ludzi. Gdy wchodzi się do jego boksu, ustawia się zadem do człowieka, straszy, chce gryźć.
Koń z drugiej stajni (ten z błota) wietrzy się całymi dniami. Ma słońce nad głową, wiatr w grzywie, pod kopytami trawę. Niskie temperatury nie szkodzą mu, bo odpowiednio do pory roku zmienia sierść i na zimę porasta regularnym futrem.
Człowiek kojarzy mu się z przyjemnym – podawaniem treściwej paszy. Jest wybiegany i zadowolony z życia pomimo, że bywa cały upaprany błotem. Chciałabym być dobrze zrozumiana - nie walczę ze stajniami koni użytkowych. Nie jest to moim celem. Ideą tego artykułu jest pokazanie, że często ta sama sytuacja jest przez ludzi różnie oceniana.
Mój profesor chirurgii mawiał do nas-studentów:” drogie dzieci , ruch to życie”. Myślę, że dla zwierząt to nawet całe życie. Sądzę, że koń, gdyby go spytać, chętnie zrezygnowałby z wystawnego boksu , dodatków paszowych i codziennej pielęgnacji kopyt w zamian za swobodę ruchu i niebo nad głową.
To samo tyczy się innych gatunków. Dla psa myśliwskiego nie jest ważny krój kubraczka, czy prawidłowe strzyżenie. Gdy się go puści na łąki, do lasu można zobaczyć zwierzę w swoim żywiole-widok godny polecenia. Szczęśliwy pies.
Gdy psa pracującego - ciągnącego zaprzęgniemy do wózka lub sanek, będzie psem spełnionym ,pomimo języka wywieszonego do ziemi.
Z kolei pies dobrze utrzymany, ale trzymany ciągle w kojcu lub na łańcuchu- szczęśliwy czy nie? Oceńcie sami.
Jeżeli będziecie Państwo kiedyś oceniać warunki jakiegokolwiek zwierzęcia, spójrzcie na to ,proszę, z punktu widzenia tego zwierzęcia, a nie z naszego-ludzkiego. Okazuje się, że nie dach , cztery ściany ,ogrzewanie i żarówka są warunkiem szczęśliwego bytu zwierząt. Każdy starszy weterynarz powie Wam, że wszystkie stworzenia duże i małe muszą się wybiegać. I ja się z tym zgadzam.



Dzieci i zwierzęta :-)

Miło mi powitać Państwa po długiej przerwie. Na swoje usprawiedliwienie napiszę, że w czasie kiedy nie pisałam, urodziłam drugie dziecko i popadłam w wielki chaos. Córka ma półtora roku i powoli odzyskuję kontrolę nad czasem. Mogę więc powrócić do pisania dla Państwa. Pamiętam doskonale, że nie dokończyłam cyklu o chorobach wirusowych kotów i obiecuję, że to zrobię. Poniższy felieton poświęcę jednak tematowi obecnie bliższemu memu sercu.

DZIECI I ZWIERZĘTA

W czasie swojej pracy zdarzają mi się rozmowy z właścicielami czworonogów na temat interakcji między dziećmi i zwierzętami w domu. Niekiedy właściciele psów mają niemałe problemy ,gdy w rodzinie pojawia się dziecko. Takie sytuacje są , na szczęście rzadkością. Najczęściej psy i koty znajdują się w nowej sytuacji świetnie i radzą sobie w miarę swoich możliwości z nowymi „członkami stada”.
Chcę przestrzec przed zabobonami, jakie udało mi się usłyszeć, np.że koty czasami atakują śpiące niemowlęta i rzucają się im go gardeł. Proszę Państwa, poza udokumentowanymi przypadkami agresji fretek (sporadycznie!!) w stosunku do niemowląt, brak doniesień o kotach. Osobiście nie spotkałam właściciela kota ,który oskarżałby swojego pupila o coś podobnego.
Mam trzy koty, w tym dwa są w domu w miarę na stałe (mają wolny dostęp do ogrodu), kotka składa nam wizyty wtedy, gdy ma na to ochotę. Gdy moje dzieci były w wieku niemowlęcym, łóżeczko cieszyło się dużą popularnością wśród kotów. Przyznam, że wyjmowałam koty z niemowlęcej pościeli, bo nie chciało mi się ciągle jej trzepać. I to był jedyny argument usuwania zwierząt. Obecnie jeden kot śpi z moim synem, drugi z córką.
Odnośnie warunków higieny, jakich pilnuję, to systematyczne odrobaczanie kotów i psa. Zdrowy kot o błyszczącej sierści i zdrowej skórze nie jest zagrożeniem epidemiologicznym dla dziecka. Natomiast, jeśli dziecko postanowi sprawdzić co kot ma w uchu, w pyszczku lub w oku, albo po prostu przytuli się do niego całym swoim dziecięcym jestestwem, to rzeczywiście nie każdy kot zniesie to ze spokojem. Najczęściej wybieranym przez kota rozwiązaniem jest ucieczka. Czasami jednak broni swojej pozycji i wtedy mamy sytuację jak u mnie , że Jagna od czasu do czasu dostaje nauczkę pazurem po rączce. Nie reaguję dopóty dopóki kot nie zamachnie się w kierunku twarzy dziecka. Najczęściej krótka lekcja , co można robić z kotem , a czego nie wolno, udzielona przez samego kota, wystarcza na jakiś czas.
Z psami , sytuacja jest podobna. Każde zwierzę, tak jak każdy człowiek ma indywidualnie określone strefy, w które wpuszcza osoby bliskie, zaprzyjaźnione lub obce. Osobniki najbliższe są oczywiście dopuszczane do najbliższego kontaktu. Jeśli jednak pies nie chce, aby dziecko zbliżało się do niego, a tym bardziej dotykało go, ma szereg znaków ostrzegawczych do wykorzystania: od usunięcia się, poprzez pokazywanie zębów do powarkiwania. Atak jest sytuacją bardzo rzadko spotykaną i wymagającą pomocy specjalisty behawiorysty.
Na szczęście, jak wspomniałam, psy godzą się z obecnością nowego „osobnika”. Różny jest sposób podejścia do niego: czasem jest to towarzysz zabaw, czasem maleństwo do zalizania, czasem kataklizm który należy przeżyć (z czasem będzie lżej, bo zajmie się czym innym), czasem obiekt do ustawicznego pilnowania (z czasem będzie gorzej, gdy już zacznie biegać). Pamiętać jednak należy że to nasze dziecko i wszelkie jego kontakty powinny być pod naszą kontrolą. Jeśli widzicie Państwo, że zwierzę stosuje którąś z metod zniechęcenia maleństwa, nie złośćcie się na psa , nie krzyczcie. Dzieci są dużo wrażliwsze na niewerbalne przekazy zwierząt i jeśli dorośli dadzą im szansę, najczęściej same wycofają się w porę. Karcenie psa w takiej sytuacji pogłębia konflikt. Wiadomo, że każdy pies jest wyżej w hierarchii stada od dziecka. Ma więc niepodważalne prawo regulowania kontaktów z osobnikami niższego stopnia. Nasza nerwowa ingerencja jest więc kompletnie dla psa niezrozumiała i zachęca go do silniejszego podkreślenia swojej pozycji , a więc nasilenia zachowań ostrzegawczych. Proponuję rozwiązywać taką sytuację przez usunięcie dziecka i powiedzenia kilku uspokajających słów do psa. Rozumiem, że dla wielu właścicieli jest to trudne do zaakceptowania.Taki jest świat zwierząt. Wielu problemów można uniknąć przerywając niebezpieczną lub źle wróżącą sytuację, odwracając uwagę psa lub dziecka (ale nie krzykiem !!!). Rada ta dotyczy właścicieli psów spokojnych, które po prostu bronią swoich praw i nie są agresywne w stosunku do dziecka. Pies agresywny powinien być izolowany od dziecka i poddany terapii.
Na koniec moja ogromna prośba: proszę nie straszyć dzieci psami. Komunikat „nie podchodź do pieska, bo cię ugryzie” najczęściej jest odbierany tak, że psy to takie zwierzęta, co robią krzywdę i należy ich unikać. Nie jest to mądre. Od tego my jesteśmy dorośli, żeby czuwać nad kontaktami dzieci ze zwierzętami. Jeśli właściciel psa mówi, że nie jest on agresywny, trudno, zaufajmy mu i pozwólmy dziecku zbliżyć się do zwierzęcia. Na pewno jeżeli dziecko (wiadomo, jak to dziecko) będzie nadmiernie wylewne w kontaktach, lepiej zakończyć zabawę (w imię dobrosąsiedzkich stosunków). Uczy to dziecko, że kontakt ze zwierzęciem może być przyjemny, dostarczyć miłych wrażeń.
Świat dzieci jest i tak pełen lęków. Po co dostarczać im kolejnych?

Lek.wet . Małgorzata Żabicka-Woźniak


Czy nasz Pimpek ma lekarza rodzinnego?

Przepraszam Państwa, że tak długo nie pisałam. Postaram się nie robić tak długich przerw między kolejnymi odcinkami serii "przemyśleń młodego weterynarza".
W poniższym felietonie zamieszczam trochę swoich wniosków na temat mojej profesji. Mam nadzieję, że pomoże to Państwu oceniać naszą weterynaryjną pracę w trochę innym świetle.

Czy nasz Pimpek ma lekarza rodzinnego?
Czasami wydaje mi się, że niektórzy właściciele nie doceniają lekarzy prowadzących ich zwierzęta. Tymczasem każdy weterynarz, który zna dane zwierzę od jakiegoś czasu, ma olbrzymią przewagę nad jakimkolwiek innym lekarzem, który widzi pacjenta pierwszy raz. Lekarz prowadzący zna historię choroby pacjenta, wie kiedy i czym pies lub kot był odrobaczany, czy był i w jakim trybie szczepiony przeciwko chorobom zakaźnym, wie także czy pacjent ma np. tendencję do biegunek, czy jest alergikiem itp.
Kiedyś przyszła do mnie właścicielka psa po prostą poradę, której jej udzieliłam. Na koniec wizyty Pani podziękowała i jakby w formie wytłumaczenia się powiedziała, że nie korzysta z moich usług, bo jej kilkunastoletni pies ma weterynarza prowadzącego go od szczeniaka w Warszawie. Lekarz ten przyjmuje wprawdzie na Żoliborzu, ale właściciele wolą się go "trzymać". Wywołało to we mnie pełne zrozumienie. Zupełnie mnie nie dziwi, że skoro Pani doktor wie wszystko o tym psie, zna jego dolegliwości i historie wszystkich jego zabiegów, to jest najlepszym lekarzem dla tego psa.
Dla zobrazowania tematu, przytoczę przykłady:
właściciel zgłasza się z psem do weterynarza z powodu silnego uogólnionego świądu. Lekarz, który widzi tego psa po raz pierwszy, powinien brać pod uwagę przyczyny zapalenia skóry tła infekcyjnego (bakterie, grzyby), pasożytniczego (pchły, świerzbowiec), alergicznego. Aby wykluczyć stopniowo przyczyny świądu powinien wykonać cały szereg testów i badań (oczywiście wszystko w miarę możliwości finansowych właściciela) i na końcu dopiero postawić rozpoznanie. W przypadku wizyty u lekarza prowadzącego, który zna psa nie od dziś oraz obyczaje rodzinne właścicieli, wywiad lekarski wyglądałby mniej więcej tak:
- Pimpek znowu się drapie, panie Adamie?
- tak, panie doktorze
- byliście Państwo może ostatnio u Pana teściowej na obiedzie razem z psem?
- tak, w ostatnią niedzielę
- czy Pimpek zniknął wraz z teściową w kuchni, żeby pomóc jej posprzątać wszystkie resztki z talerzy?
- ja tam tego nie widziałem, ale tak to zawsze wygląda, choć już nie raz prosiliśmy teściową, żeby go nie karmiła
- myślę, że diagnozę mamy gotową: pies się drapie z powodu nieodpowiedniej diety. Może następnym razem lepiej byłoby nie zabierać ze sobą psa do teściowej ?
- rzeczywiście, chyba zaczniemy zostawiać go w domu

Inny przykład:
Właścicielka przynosi do lekarza kota, który wylizał sobie skórę na łapach tak, że pojawiły się rany. Lekarz, który widzi tego kota po raz pierwszy, analogicznie, bierze pod uwagę wiele powodów tak silnego świądu. Lekarz prowadzący pyta:
- pani Kasiu, czy Pani firma znowu wysłała Panią na szkolenie?
- tak pani doktor, przez miesiąc byłam w Hamburgu
- a Kocio gdzie mieszkał w tym czasie?
- był u znajomych
- czy oni mają swoje zwierzęta?
- oczywiście, trzy psy i dwa koty
- sądzę, że Pani Kocio, który całe życie spędził tylko z Panią w domu, źle zareagował na taką ilość zwierząt w domu. Wylizywanie łap ma prawdopodobnie tło neurogenne...

Oczywiście to tylko przykłady. Chcę podkreślić, że pacjent prowadzony przez jednego lekarza w wielu sytuacjach jest pod lepszą opieką niż u lekarza "z doskoku".
W tym momencie dochodzimy do kolejnego wniosku: każdy pacjent jest inny i każdy powinien być "rozpatrywany" indywidualnie. Z tego powodu uprzejmie proszę Państwa o nie zamęczanie Pana, który prowadzi internetowy informator konstanciński pytaniami o mój adres internetowy. Nie mam takowego i nie zamierzam go zakładać. Niewiele jest pytań dotyczących medycyny weterynaryjnej, na które mogłabym odpowiedzieć: tak lub nie, ewentualnie w kilku słowach, bez wcześniejszego zapoznania się z pacjentem. Jednym z najprostszych i rzeczywiście nie wymagających pytań dodatkowych jest: czy kopiujecie państwo uszy i ogony u psów? Odpowiedź brzmi: nie. Jest to jedna z niewielu sytuacji, kiedy lekarz może tak krótko odpowiedzieć na pytanie klienta. Powtarzam: każdy pacjent musi być rozpatrywany indywidualnie i nawet coś tak, wydawałoby się, schematycznego, jak terminy szczepień szczeniąt jest dopasowane do konkretnego osobnika. Jeśli macie Państwo pytania dotyczące waszych pupili, rozmawiajcie z lekarzami (najlepiej z lekarzem prowadzącym). Taka forma kontaktu zdecydowanie posłuży lepszemu zrozumieniu i współpracy weterynarza z klientem.


Małgorzata Żabicka


Kota nie oddawać !

Pod tym przewrotnym tytułem chcę przekazać Państwu trochę informacji na temat toksoplazmozy. Domyślam się , że najbardziej zainteresowane tym tematem są przyszłe mamy.
Toksoplazmoza wywoływana jest przez pierwotniaka Toxoplasma gondii . Żywicielem ostatecznym tego pasożyta jest kot , a żywicielami pośrednimi wszystkie ssaki ( a więc człowiek , a także psy, bydło, trzoda chlewna itd.. ) oraz ptaki. Jaka jest różnica między żywicielem ostatecznym , a pośrednim ?
Tylko u kotów możliwe jest powstawanie oocyst w jelitach, które wydalane są z kałem. U żywicieli pośrednich pasożyty mogą umiejscawiać się we wszystkich narządach miąższowy , centralnym układzie nerwowym i w mięśniach. Tam ulegają otorbieniu i zazwyczaj nie dają żadnych objawów chorobowych. Tylko w okresie bezpośrednio po zarażeniu u żywiciela może wystąpić gorączka, bóle mięśniowe, które samoistnie zanikają. Po zarażeniu i ewentualnym przechorowaniu pojawia się dożywotnia odporność.
Żywiciele pośredni zarażają się zjadając inwazyjne oocysty, które z kałem kotów dostały się do środowiska lub otorbione zoity z organizmów innych żywicieli pośrednich. Tłumacząc to na bardziej ‘ludzki’ język : człowiek ( bo ten nas najbardziej interesuje) zaraża się toksoplazmozą najczęściej jako dziecko, w czasie zabaw w piaskownicach, które służą kotom za toaletę. Proszę sobie przypomnieć te godziny dzieciństwa spędzone na budowaniu babek z piasku, zamków i fortec. Na pewno nie raz natknęliście się państwo na ‘niespodziankę’, która całe szczęście zupełnie nie przeszkadzała nam w kontynuowaniu zabawy. Prawdą jest to, że większości z nas w dzieciństwie zdarzyło się zjeść jabłko, kanapkę, cokolwiek bez uprzedniego umycia rąk, a robaczyce to zazwyczaj ‘choroby brudnych rąk ‘.
Drugim ważnym źródłem infekcji toksoplazmozy jest niedogotowane lub surowe mięso. Przypomnę, że żywicielem pośrednim pierwotniaka są krowy i świnie. Zoity są w ich mięśniach, jeśli zatem spożyjemy zarażonego tatara - zarazimy się . I tak jak wspomniałam wcześniej , większość z nas przetrwa tę infekcję bez większych problemów. Inaczej jest w przypadku kobiet w ciąży. W sytuacji, gdy kobieta nie przechorowała toksoplazmozy, a więc nie wytworzyła odporności, a zarazi się nią w czasie ciąży, może to wywołać poważne zaburzenia zdrowia płodu. Dlatego lekarze ginekolodzy rutynowo zlecają badanie poziomu przeciwciał w kierunku toksoplazmozy u kobiet w ciąży.
Sprawdzane są przeciwciała klasy G (tzw. IgG) oraz klasy M (tzw. IgM). Stwierdzona obecność IgG i brak IgM świadczy o dawno przebytym zakażeniu i utrwalonej odporności- czyli z punku widzenia przyszłych mam jest to sytuacja najkorzystniejsza. Jeśli stwierdzona jest obecność IgM wiadomo, że do zakażenia doszło niedawno i należy pacjentkę i jej dziecko objąć specjalną kontrolą. Problem może dotyczyć nie tylko kobiet w ciąży. Czasem zdarza się , że osoba, która właśnie ‘przechorowuje ‘ toksoplazmozę, naprawdę źle się czuje i do tego ma powiększone węzły chłonne, co zawsze budzi silny niepokój, bo kojarzy się z choroba nowotworową. Sytuacja takich chorych jest nie do pozazdroszczenia, bo dopóki nie zostanie postawiona prawidłowa diagnoza, na pewno przeżywają trudne chwile.
Wracając do kobiet w ciąży. Czasem zdarza się , że pacjentka ma zalecone przez lekarza ginekologa pozbycie się kota (-ów) z domu , bo jest w ciąży. I nie zawsze jest to poparte jakimikolwiek badaniami. Z mojego ‘weterynaryjnego’ punktu widzenia , zanim podejmie się taką decyzję trzeba się zastanowić, czy jest racjonalna. Jeżeli kot jest nosicielem toksoplazmozy i wydala oocysty w kale, żeby stały się one zaraźliwe dla człowieka , muszą wyschnąć ( zazw. ok. 3 dni). Nie wyobrażam sobie sytuacji, gdy kobieta w ciąży, nie dość , że nie zleci czyszczenia kuwety komuś innemu, to jeszcze odczeka 3 dni, aby kał wysechł i do tego po wyczyszczeniu kuwety nie umyje rąk i weźmie się za jedzenie. W mojej ocenie jest to sytuacja bardzo mało prawdopodobna. Coraz częściej spotykam się z opinią lekarzy ginekologów, że w przypadku osób dorosłych głównym źródłem zakażenia jest mięso i raczej namawiałabym Panie na zrezygnowanie z tatara w czasie ciąży, niż na likwidowanie kota.
Jest jeszcze jedno źródło zakażenia – niedomyte warzywa. Wiadomym jest, że dużo kotów mieszkających w domach ( nie mieszkaniach) załatwia swoje potrzeby fizjologiczne we własnym ogródku lub ogrodzie sąsiadów. Oocysty wydalone w ten sposób i oczywiście skrupulatnie przez kota zakopane, razem z ziemią pozostają na sałacie, rzodkiewkach i innych warzywach wyjmowanych wprost z ziemi. Jeśli człowiek niedokładnie wypłucze taką sałatkę, ma szansę zarazić się toksoplazmozą.
Reasumując , jeśli kobieta w ciąży nie musi sprzątać kuwety kota, lepiej, żeby tego nie robiła, a jeśli już- to w rękawiczkach. Lepiej , żeby nie jadła niedogotowanego lub surowego mięsa, a warzywa bardzo dokładnie myła. Prawdopodobieństwo zarażenia toksoplazmozą w takiej sytuacji jest znikome.
Na koniec dodam coś z własnego doświadczenia. Miałam zlecone badanie krwi w kierunku toksoplazmozy i wykonałam to badanie w komercyjnym laboratorium. Zdziwiłam się, że obie klasy przeciwciał były ujemne, czyli nie przechorowałam toksoplazmozy. A przecież od dziecka miałam koty w domu i właściwie pół dzieciństwa spędziłam w piaskownicach. Po jakimś czasie musiałam zrobić badania w kierunku wielu chorób odzwierzęcych i właściwie tylko w jednym instytucie mogłam je wszystkie wykonać. Zdaję sobie sprawę, że nie wolno uprawiać kryptoreklamy. Wspomnę tylko, że badałam się na ul. Chocimskiej w Warszawie. I te badanie potwierdziły, że toksoplazmozę przechorowałam i jestem odporna. Mało tego, po jakimś czasie zlecono mi jeszcze raz badanie w kierunku toksoplazmozy. Od razu pognałam na Chocimską, ale nie przyznałam się, że badanie jest powtarzane. Wynik był taki sam jak poprzedni, z dokładnością miana do trzeciego miejsca po przecinku. Wtedy dopiero porozmawiałam z Panią magister i dowiedziała się, że moje miano IgG jest bardzo niskie i trzeba zrobić dużo rozcieńczeń, aby je stwierdzić, a poza tym odczynnik do tego testu jest drogi i jeśli badanie wykonuje się bardzo dokładnie, niewiele się na nim zarabia. Po tak drobiazgowym przebadaniu mojej krwi , mogę powiedzieć, że jestem odporna na toksoplazmozę.
Życzę wszystkim dużo zdrowia i przyjemnych chwil spędzonych z kotem w domu.



Handel psami rodowodowymi.

W tym artykule poruszę drażliwy dla wielu temat:

Handel psami rodowodowymi

Tytuł brzmi dość obcesowo. Celowo użyłam tak bezosobowej formy, aby zwrócić Państwa uwagę na charakter transakcji, jakiej Państwo dokonujecie ,kupując psa. Jest to normalna umowa kupna sprzedaży i tak powinna być traktowana.
Wiem że jest wielu uczciwych hodowców, całym sercem oddanych idei prawdziwej hodowli. Niestety, jak zawsze, są i tacy którzy korzystają z emocji i niewiedzy nabywców sprzedając im niepełnowartościowe szczenięta i „ nie dopowiadając całej o nich prawdy”.
Związek kynologiczny traktuje jako rasowe tylko te psy, które mają metryki (wystawione przez ten związek). Suka hodowlana, w świetle przepisów, może mieć tylko jeden miot w roku i tylko ten jeden miot będzie miał metryki. Cały miot, niezależnie od ilości szczeniąt. Stwierdzenie zatem , że szczeniak nie ma rodowodu , bo był siódmy , ósmy czy dziesiąty w miocie, proszę traktować jako wyssane z palca. Poza tym, nie zawsze to, że pies lub suka dostaje bardzo dobre lub doskonałe oceny na wystawach musi skutkować dopuszczeniem psa do rozrodu przez związek kynologiczny. Dla niektórych ras określone są dodatkowe badania lub próby i dopiero po zebraniu tych wszystkich wyników związek dopuszcza lub nie danego osobnika do hodowli.
Ma to na celu eliminację z hodowli psów z wadami wrodzonymi lub zaburzeniami charakteru, które mogłyby być przekazywane następnym pokoleniom. Zatem szczeniak ‘po medalistach’ , który nie ma metryki od razu powinien budzić wątpliwości, chyba że jest kupowany z założenia jako szczeniak nierodowodowy i w cenie szczeniaka nierodowodowego. W tej sytuacji kupujący powinien liczyć się z tym, że mogą się u psa ujawnić pewne schorzenia, jak dysplazja stawów biodrowych, problemy ze wzrokiem, czy też niepozytywne cechy charakteru.
Zdaję sobie sprawę z tego, że trudno jest kupować szczeniaka zupełnie bez emocji, ale namawiam jednak do jak największego zdystansowania się do tego. Proponuję nie zabierać do hodowcy dzieci, bo utrudniają chłodną ocenę sytuacji.
Czasem nie mogę się nadziwić, jak „hodowcy” udało się sprzedać psa wnętra lub z olbrzymią wadą zgryzu lub z nadliczbowymi palcami i do tego przekonać kupującego, że nabył pięknego szczeniaka bez wad.
Proszę sobie wyobrazić , że chcecie Państwo kupić samochód. Idziecie do salonu, wybieracie model i sprzedawca proponuje Wam śliczne nowiutkie auto , ale bez jednego siedzenia. Nie sądzę, że znalazłby się choć jeden klient, który kupiłby to auto za pełną cenę...Prawda?
Wyjaśnię, że niezstąpione jądro wcześniej lub później będzie się kwalifikowało do usunięcia operacyjnego, bo takie jądro ma tendencje do nowotworzenia. Operacja nie jest za darmo. Poza tym wnętry nie są dopuszczane do hodowli przez związek kynologiczny ( bardzo dobrze, bo to wada dziedziczna). Czy to nie są powody do negocjacji ceny?
Założenia prawdziwej myśli hodowlanej są takie , aby rozmnażać psy zdrowe , mądre i ładne.
Chylę czoła przed Hodowcami, którzy pomimo , że związek tego nie wymaga w konkretnej rasie, badają swoje psy aby upewnić się, że nie będą one przekazywały patologicznych cech potomkom.
W sytuacji, gdy ktoś już kupił psa z wadą i zdecydował o jej operacyjnym usunięciu np. wypreparowaniu i ściągnięciu jądra lub wszczepieniu implantu, obcięciu nadliczbowych palców, podcięciu końcówek uszu, żeby ładnie się zaginały, proszę tylko o chwilę zastanowienia: czemu to ma służyć..?
P.S.
Obudziły się kleszcze. Są bardzo głodne po zimowej głodówce .Będą atakowały wszystko i wszystkich. Proszę pamiętać o zabezpieczeniu psów i przeglądaniu sierści i skóry pupili po spacerach.



Dlaczego psy się drapią?

Miałam nadzieję, że gdy będę pisać obecny artykuł pod koniec lutego, to będziemy już czuli pierwsze powiewy wiosennego wiatru. A tu nic z tego. Zima chyba dopiero teraz nabrała rozpędu, a nam pozostaje mieć nadzieję, że Świąt Wielkiej Nocy nie spędzimy wśród śnieżnych zasp.
Z kalendarza wynika, że jednak wiosna się zbliża, stąd temat:

Dlaczego psy się drapią?

Nie jest moim celem, ani też nie posiadam takiej wiedzy, aby omawiać wszystkie choroby z objawami świądu. Chcę zwrócić Państwa uwagę na dwie rzeczy: pchły i alergie.
Na szczęście najczęściej przyczyną świądu u psów i kotów są oczywiście pchły (szczególnie w rejonach podmiejskich, gdzie dużo zwierząt mieszka poza domem i mają stosunkowo dużo kontaktu z innymi zwierzętami). Dlaczego na szczęście? W dzisiejszych czasach mamy tak dużą liczbę preparatów do zwalczania pcheł, że walka z nimi najczęściej nie jest zbyt absorbująca czy kosztowna. W każdej lecznicy lub sklepie z artykułami dla zwierząt można kupić „nakraplacze” czy obroże przeciwpchelne (radzę tylko nie wydawać pieniędzy na środki ekologiczne- odstraszające, bo ani pchły, a tym bardziej kleszcze nie przejmują się nimi za bardzo), które są łatwe w użyciu i działają bójczo na pchły przynajmniej przez miesiąc.
Niestety, pchły to nie jedyna przyczyna świądu. Najczęstszą formą alergii, jaką spotykamy w praktyce weterynaryjnej,jest alergia spowodowana ukąszeniami pcheł. Bardzo charakterystyczne dla tej choroby jest miejsce świądu- okolica grzbietu od lędźwi do ogona. W przypadku stwierdzenia takich objawów na pewno należy zacząć leczenie od zwalczenia pcheł.
Coraz częściej mamy także do czynienia z atopią, którą dawniej wiązano tylko z alergenami wziewnymi. Obecnie psy atopowe traktujemy jako psy, które ogólnie mają tendencję do świądu spowodowaną nadmierną reakcją na różne alergeny. Stąd lekarz zbierając wywiad na temat psa, który się drapie zada Państwu pytanie o to, co pies jada, czy został zabezpieczony przeciwko pchłom i kiedy, a także kiedy został odrobaczony. Prawdą jest, że atopia wiąże się głównie z uczuleniem na wszelkiego rodzaju pyły (pyłki traw, drzew, ale także roztocza kurzu domowego, naskórek innych zwierząt, pyły fabryczne itd.). Jest to choroba dziedziczna, pierwsze objawy występują najczęściej między pierwszym, a trzecim rokiem życia ( ale nie zawsze!), a okolice świądu to okolica warg, oczu, małżowin usznych, obwodowe odcinki łap, brzuch i klatka piersiowa (ale nie zawsze!). Co ważne,bardzo często objawem atopii jest zapalenie zewnętrznych przewodów słuchowych (czyli zapalenie uszu). Jakie jest postępowanie w przypadku podejrzenia atopii? Długotrwałe. Proszę mi wierzyć, że niewiele jest przyczyn drapania się zwierząt, z którymi potrafimy poradzić sobie w tydzień. Mało tego, należy mieć świadomość, że jeśli rozwiną się u psa objawy wskazujące na jakąkolwiek alergię, mamy gwarancję właściwie ciągłej walki z chorobą. Postępowanie lekarza i właściciela w takiej sytuacji ma służyć obniżeniu świądu na tyle, aby zapewnić psu stosunkowo komfortowe życie. Jeśli mowa o atopii, można,po wykonaniu testów śródskórnych ( w celu sprawdzenia,na jakie alergeny pies jest uczulony) odczulać psa. Zawsze jednak zalecana jest dieta hipoalergiczna. Wynika to stąd, że często samą dietą, kontrolą inwazji pcheł, regularnym odrobaczaniem można na tyle zmniejszyć świąd, że nie trzeba długotrwale podawać sterydowych leków przeciwzapalnych ( z dużą ilością działań ubocznych).
Częściej atopię stwierdzamy u psów rasowych.Zwierzęta ze stwierdzoną atopią powinny być wycofane z rozrodu z uwagi na duże prawdopodobieństwo dziedziczenia tej choroby. W sytuacji, gdy Hodowca rzeczywiście decyduje o nie rozmnażaniu takiego psa, świadczy to o wysokiej etyce tej osoby.
Na koniec kilka słów o alergii pokarmowej, z którą walczy się właściwie tylko odpowiednią dietą (leki sterydowe przeciwzapalne nie hamują świądu w przypadku tej choroby). Pocieszającym jest fakt,że stosunkowo często wystarcza to do kontrolowania świądu.
Reasumując: jeśli zauważycie Państwo, że Wasz pies się drapie, nie należy od razu doszukiwać się w nim alergii, bo czasami wystarczy zastosować preparat przeciwpchelny. Tym niemniej, jeśli lekarz mówi, że kaszanka i salceson nie są odpowiednim pokarmem dla psa,może należy zaryzykować i zmienić dietę z ‘ludzkiej’ na ‘psią’ i sprawdzić, czy już samo to nie uwolni naszego pupila od chronicznego świądu. Całe szczęście wszyscy właściciele, z którymi rozmawiałam, zgodzili się, że życie ze świądem jest katorgą. W związku z tym, czasem lepiej czasem gorzej, ale staramy się jak możemy poprawiać psom ich byt.

Przypominam, że w tym roku 19 marca przypada dzień AKCJI taniej sterylizacji i kastracji psów i kotów.
Zazwyczaj lekarze rozpisują sobie tę akcję na kilka dni, dlatego jeśli jesteście Państwo zainteresowani takim zabiegiem, proszę zadzwonić kilka dni wcześniej do lecznicy, która bierze udział w akcji i umówić się na termin, jaki zaproponuje lekarz.
Lecznice na terenie gminy Konstancin- Jeziorna, które zgłosiły się do akcji to:
Lecznica całodobowa ‘ANDA’ ul. Długa 8
Tel. 754 09 75
Przychodnia dla zwierząt ul. Wilanowska 114 lok. 5a
tel. 756 28 59


Wścieklizna

Witam serdecznie w Nowym Roku. Mam nadzieję, że będzie on dla nas wszystkich pomyślny i że będziemy się często uśmiechać.
Sądzę, że temat, który postanowiłam opisać, będzie dla Państwa interesujący, pomimo że wydaje się, iż o wściekliźnie niczego nowego nie da się już napisać. Rzeczywiście nie napiszę niczego nowego,ale chciałabym w pewien sposób usystematyzować informacje na temat tej choroby.

Wścieklizna

Wścieklizna jest chorobą wirusową ,zaraźliwą dla wszystkich organizmów stałocieplnych. Jest to choroba śmiertelna, ale na szczęście nie wszystkie gatunki są w równym stopniu podatne na zarażenie. Najbardziej wrażliwe są zwierzęta mięsożerne np. pies, kot, lis, wilk.Średnio wrażliwe są zwierzęta roślinożerne np. krowa,koń, owca. I co najważniejsze: człowiek jest gatunkiem mało wrażliwym na zakażenie wścieklizną (tzn. nie każdy kontakt z tym wirusem skutkuje rozwojem choroby).
Jeśli dojdzie do zakażenia, wścieklizna może przez długi czas nie dawać żadnych objawów. Wg niektórych źródeł okres tzw. inkubacji u psów może trwać nawet do roku. Po ujawnieniu się objawów choroby zwierzę pada w ciągu 2 tygodni. Dlatego obserwacja zwierzęcia,który pogryzł człowieka trwa 15 dni.
Objawem wścieklizny oczywiście może być agresja, lecz wbrew pozorom, nie jest to jedyny i stały symptom. U zwierzęcia chorego na wściekliznę zmienia się charakter, czyli pies który był z natury agresywny łagodnieje, staje się płochliwy. Poza tym często spotykanym objawem jest apatia, może występować biegunka,świąd, niedowłady, drżenia, ślinotok. Piszę o tym dlatego, że często spotykam się z opinią,że ''obowiązkowym'' objawem wścieklizny musi być agresja i wodowstręt ( który de facto z wodowstrętem nie ma nic wspólnego,a jest porażeniem mięśni żwaczy). U zwierząt dzikich zawsze niepokojące powinno być zachowanie ''niestandardowe'', gdy nie zachowują dystansu do człowieka.
Jak wspomniałam na początku, na wściekliznę chorują nie tylko psy, ale także koty. Obowiązek szczepienia psów przeciwko wściekliźnie obowiązuje w Polsce od lat sześćdziesiątych i obecnie wśród zwierząt domowych to nie psy ,a koty najczęściej chorują na wściekliznę. Wynika to z faktu, że właściciele często nawet nie wiedzą,że mogą i powinni zaszczepić kota oraz z trybu życia tych zwierząt. Koty nierzadko wędrują bez kontroli, nie wiemy, z jakimi zwierzętami mają kontakt, staczają wiele walk, polują na wiewiórki, nietoperze.Krótko mówiąc, są dużo bardziej narażone na kontakt z wirusem niż psy. Mam nadzieję, że ustawowy obowiązek szczepienia kotów przeciwko wściekliźnie zostanie wprowadzony.
Wspomnę jeszcze o bezpieczeństwie stosowanych szczepionek. Przede wszystkim są to zupełnie inne szczepionki niż te, stosowane w latach 60-tych i 70- tych. Obecnie w szczepionce jest wirus zabity, a nie jak dawniej, żywy osłabiony. W związku z tym nie ma możliwości, aby zwierzę z powodu szczepienia przeciwko wściekliźnie rozchorowało się na tę chorobę. Szczepionki są bardzo dobrze oczyszczone z obcych białek i bardzo rzadko zdarzają się po ich podaniu reakcje wstrząsowe (które i tak mogą się zdarzyć po podaniu jakiejkolwiek szczepionki, czy leku). Poza tym przepisy mówią, że każdy pies, który ukończył 4 miesiąc życia powinien być zaszczepiony przeciwko wściekliźnie i proszę mi wierzyć- jest to bezpieczne.
Z przepisów wynika też obowiązek obserwacji zwierzęcia, który pokąsał człowieka. Obowiązek ten spoczywa oczywiście na właścicielu, a wykonywany jest przez uprawnionego lekarza weterynarii ( całe szczęście większość weterynarzy ma takie uprawnienia). Obserwacji podlega każde zwierzę, które pogryzło, nie tylko pies (kiedyś zdarzyło mi się obserwować konia, stosunkowo często obserwuję koty).Jak się do tego ma SANEPID i co z tego wynika? W sytuacji, gdy człowiek pogryziony zgłasza się do lekarza medycyny, aby ten opatrzył mu ranę, lekarz ma obowiązek wypełnić pismo z imieniem i nazwiskiem osoby pogryzionej, a także z imieniem, nazwiskiem i adresem właściciela zwierzęcia. Pismo to jest wysyłane do najbliższej stacji SANEPIDu. Tam z kolei zgłaszają to zdarzenie do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, który nadzoruje obserwację zwierzęcia. Jeśli właściciel ,zgodnie z przepisami, zgłosił się do lekarza weterynarii ze zwierzęciem na obserwację, po 15 dniach dostaje zaświadczenie (jeśli oczywiście zwierzę przeżyje te 2 tygodnie) o przeprowadzeniu obserwacji z wynikiem ujemnym i informacja ta, poprzez Powiatowy Inspektorat Weterynarii, trafia do SANEPIDu i sprawa jest zamknięta. Jeśli jednak właściciel nie zgłasza się na obserwację, Powiatowy Lekarz Weterynarii zleca weterynarzowi, który jest najbliżej miejsca zamieszkania właściciela, obserwację w domu, za którą jest pobierana dodatkowa opłata. Tak głoszą przepisy i muszę przyznać, że nasz powiatowy SANEPID jest pod względem ich egzekwowania bardzo konsekwentny. Szanuję to. Wścieklizna jest chorobą śmiertelną i nikt chyba nie chciałby wziąć na siebie ryzyka zachorowania osoby pokąsanej, przez zwykłe zaniedbanie.
Zaznaczam,że obserwacji podlegają także zwierzęta,które pogryzły właściciela. Nie jest żadnym wytłumaczeniem, że właściciel zna własne zwierzę i wie,że ono nie jest wściekłe. W momencie ,gdy osoba pogryziona zgłasza się do lekarza medycyny, włącza '' machinę administracyjną '' i zwierzę musi być obserwowane.
Czasami właściciele są oburzeni, że skoro szczepią swoje zwierzęta regularnie, to nie powinny one podlegać obserwacji. Trudno zarzucić temu brak logiki. Tym niemniej zawsze może być sytuacja, że szczepionka od momentu wyprodukowania,poprzez transport do dystrybutora (jednego lub więcej),transport do lecznicy i do momentu podania jej zwierzęciu, mogła być w którymś momencie źle przechowywana i nie zadziałała, że zwierzę nie wytworzyło odporności poszczepiennej itd. Tak się w biologii zdarza. I znowu: wścieklizna jest choroba śmiertelną i sądzę,że rozsądnie jest dopełnić obowiązujących nas przepisów.
A co w sytuacji, gdy człowiek zostanie pokąsany przez zwierzę dzikie lub bezdomne. Decyzja należy do lekarza medycyny i do osoby pogryzionej. Opowiadała mi klientka, że ratując jeszcze żywą mysz przyniesioną przez jej kota do domu, została przez nią ugryziona. Pojechała do lekarza, bo rana, choć mała, bardzo ją bolała. Po opatrunku, lekarz oczywiście wysłał zgłoszenie do SANEPIDu. Stamtąd wysłano pismo do pogryzionej, że powinna zaszczepić się przeciwko wściekliźnie. Ta z kolei, po wizycie w szpitalu zakaźnym, zrezygnowała ze szczepienia i w SANEPIDzie musiała złożyć zaświadczenie, że odmawia szczepienia. Nie dziwię się jej. O ile szczepionka stosowana u zwierząt jest bezpieczna, najczęściej nie daje żadnych reakcji, o tyle szczepionka stosowana u ludzi ( uspokajam: nie w brzuch, a dwukrotnie domięśniowo) silnie osłabia organizm na długi czas. Dość powiedzieć, że mój znajomy, który musiał się zaszczepić, nazajutrz po szczepieniu, o mało co nie zemdlał pod prysznicem. Dlatego też weterynarze, choć są grupą zawodową narażoną na kontakt z wścieklizną, nie są poddawani szczepieniu profilaktycznemu.
Na koniec kilka słów otuchy. Najwięcej wirusa wścieklizny u nosiciela jest w ślinie. Aby doszło do zarażenia kolejnego zwierzęcia lub człowieka, musi on być pokąsany do krwi przez chore zwierzę. Na wstępie zaznaczyłam, że człowiek jest mało wrażliwy na zakażenie wścieklizną. Oznacza to,że aby doszło do rozwoju choroby, rana kąsana musi być naprawdę głęboka, tak aby do krwiobiegu dostała się duża ilość wirusa. Pies, który podrapie człowieka pazurami (często jeszcze przez ubranie) lub popchnie go, nie jest w stanie zarazić go wścieklizną.
W lesie proszę unikać bliskiego kontaktu z dzikimi zwierzętami ( całe szczęście, to głównie one nie chcą się z nami ''kontaktować'').Jeśli spotkacie Państwo coś,co wygląda jak kawałek pasztetu, jest wielkości pudełka od zapałek i śmierdzi rybą, zostawcie to w miejscu, gdzie leży, bo prawdopodobnie jest to doustna szczepionka przeciwko wściekliźnie dla lisów. Gdyby,nie daj Bóg, pokąsało Was jakieś dzikie zwierzę, postarajcie się silnie spłukać ranę. Jeśli nie ma w pobliżu strumienia, rzeki itp., zlejcie ranę herbatą, sokiem,czymkolwiek. Im szybciej i obficiej spłuczecie ranę, tym mniejsze prawdopodobieństwo,że jeśli nawet zwierze było chore, w ranie pozostanie odpowiednia ilość zarazka, aby wywołać zakażenie.
Pomimo wszystko zachęcam do spacerów po lesie, bo wścieklizna nie jest najczęściej spotykaną chorobą odzwierzęcą i nie czyha na nas za każdym drzewem.


Kocie sprawy C.D.

Koniec roku zawsze nastraja mnie refleksyjnie dlatego obecny artykuł będzie trochę inny od poprzednich, ale tylko częściowo. W pierwszej części dokończę jeszcze o kocich problemach , w drugiej będzie kilka moich przemyśleń.

Kocie sprawy c.d.

Miesiąc temu pisałam o metodach zapobiegania niechcianym ciążom u kotek i przypominam , że najlepszym momentem na zabiegi antykoncepcyjne jest styczeń.
Innym problemem ,o jakim często wspominają właściciele kotów , jest oddawanie moczu lub kału przez ich pupili w wielu miejscach w domu ,nie koniecznie do tego przeznaczonych. Jeżeli nie towarzyszą temu objawy jakiejkolwiek choroby somatycznej ( co powinno być potwierdzone badaniem klinicznym u weterynarza i badaniami laboratoryjnymi) , można podejrzewać że przyczyną są problemy natury psychologicznej. Już sobie wyobrażam drwiący uśmiech niejednego czytelnika, bo co to za ‘problemy’ może mieć kot. Ano może i to całkiem duże. O ile od jakiegoś czasu ludzie dość intensywnie starają się zgłębić tajniki psychiki psów i mamy na tym polu sądzę duże postępy, to z psychologią kotów już tak łatwo nam nie idzie. Od razu uprzedzam, że nie odpowiem Państwu dlaczego tak jest, bo nie wiem. Koty są po prostu zupełnie innym gatunkiem ,to nie są ‘małe psy’. Po pierwsze koty to drapieżniki w czystym wydaniu i nawet zupełnie najedzony kot i tak będzie polował , bo taki ma instynkt. Jeżeli więc ktoś liczy na to, że jeśli tylko da Mruczkowi dowoli jedzenia ,to ten zrezygnuje z donoszenia do domu myszy i ptaków, jest na prostej drodze do wyhodowania spasionego Mruczka ,który i tak będzie wychodził na polowania. Natomiast ,jeśli zamknie się takiego kota w czterech ścianach ,można sprowokować u niego problemy psychiczne. Koty to dla nas gatunek wciąż mało czytelny, poza tym, to olbrzymie indywidualności . Coś ,co jeden kot potraktuje jako warunki wręcz komfortowe ,u innego wywoła głęboki stres ujawniający się chorobą somatyczną (czyli chorobą któregoś narządu lub układu organizmu). Żeby nie być gołosłowną ,zawsze przytaczam przykład o dwóch kociętach wziętych przez nową właścicielkę z dwóch różnych domów. O ile z jednym nie było żadnych problemów , dobrze się czuł w nowym dużym domu z ogrodem i z nowa panią, o tyle drugi posikiwał po całym domu i jak do tego zaczął wszędzie zostawiać stolec, właścicielka nie wytrzymała i oddała go do domu , gdzie się urodził. I proszę mi uwierzyć, że w rodzinnym domu, gdzie było około dziesięciu psów i tyleż kotów, tej kotce nigdy nie zdarzyło się załatwić poza kuwetą. Nie wiem , czy taka towarzyska, czy po prostu zakochana na zabój w pierwszej właścicielce. Koty mogą ujawniać swój dyskomfort nie tylko przez posikiwanie w wielu miejscach, ale także poprzez krwiomocz, zaparcia lub biegunki. Nobla temu ,kto rozszyfruje każdego kota i jego problem. Proszę sobie wyobrazić, że kota może denerwować widok innych kotów przez okno, nowy lokator lub brak dotychczasowego domownika , nowy dywan lub brak dywanu ,nowy żwirek w kuwecie , goście właścicieli... itd. Jedno jest pewne: jeśli kot ma możliwość spędzania czasu na zewnątrz ,w swoim naturalnym środowisku (przecież to myśliwy) ma dużo mniej problemów, bo realizuje swój plan genetyczny ,czyli łowi.
Reasumując: dawniej uważałam, że jeśli ktoś mieszka w bloku na piętrze powinien wziąć kota, bo on lepiej zaaklimatyzuje się w mieszkaniu niż pies. Dziś wiem , że to pies lepiej znosi życie w mieszkaniu ,ale za to ze swoim ‘stadem’ ,czyli z właścicielami, niż kot, któremu pozostaje obserwowanie ptaków przez okno.

Tyle o kotach ( na razie).A teraz kilka refleksji ‘młodej lekarki’:
Sądzę, że większość weterynarzy przychyli się do mojej prośby: Proszę Państwa proszę nie wysyłać do lekarzy weterynarii samych dzieci z chorymi zwierzętami. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby nawet z lekkim schorzeniem mama wysłała swoje dziecko samo do lekarza. Prawda?
I tak samo ,jak dla lekarza dziecko nie jest partnerem do rozmowy o stanie zdrowia, tak samo dla weterynarza. Zauważyłam, że częstotliwość wizyt samych dzieci ze zwierzętami jest odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów zwierząt tzn. nie spotkałam dziecka na wizycie z duży owczarkiem niemieckim, natomiast często widuję dzieci z królikami , chomikami ,świnkami morskimi itp.
Dla mnie nie ma różnicy ,czy leki podaję królikowi ,kotu , psu czy szynszyli i nie rozumiem dlaczego jestem pozbawiona kontaktu z osobą, która będzie za to leczenie odpowiedzialna .
Nie można cedować na dziecko takiego obowiązku ,bo dzieci nie są od tego, żeby decydować o leczeniu zwierząt. Sytuację, kiedy przyprowadza do mnie zwierzę dziecko ,odczytuję jako zdecydowaną beztroskę opiekunów, a wcale nie jako przejaw odpowiedzialności dziecka.

Jeden z klientów powiedział mi, że radni Konstancina uznali posiadanie psów za swoisty luksus.
I ja się z tym zgadzam. Właściciel psa lub psów nie powinien mianowicie traktować się w kategorii dobroczyńcy ,który robi uprzejmość zwierzętom, że je karmi i daje im dach nad głową.
Najlepiej jeśli jeszcze Państwo zagwarantuje darmowe szczepienia i leczenie. W dzisiejszych skomercjalizowanych czasach taką sytuację rozpatrujemy zupełnie inaczej. Aby prawidłowo żywić psa wielkości owczarka niemieckiego trzeba wydać od. 150 do 200zł (może być i więcej ) miesięcznie .Trzeba go poza tym odrobaczać i szczepić, co wcale nie jest tanie.
Jeśli ktoś decyduje się na posiadanie psa, musi liczyć się z tym, że jego utrzymanie będzie kosztować i musi być na to przygotowany. Usługi weterynaryjne też nie są za darmo i jeśli pies zachoruje jego leczenie będzie kosztowało . Łatwo powiedzieć : przewidzieć, liczyć się.. A co zrobić w sytuacji , gdy jakiejś emerytce o złotym sercu ciągle wrzucają do ogródka bezpańskie psy i koty ? Przyznaję- sytuacja patowa. Gminy, które mają ustawowy obowiązek rozwiązywania problemów bezpańskich zwierząt, nie bardzo garną się do ich rozwiązywania. Argument, że jak zawsze nie ma pieniędzy, jest już nudny. Pozostaje liczyć na wspaniałych ludzi, którzy sami przygarniają lub szukają domów dla czworonożnych nieszczęść, poświęcając swoją energię i czas. I chwała Im za to.

Życzę Państwu podejmowania samych rozsądnych decyzji i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz szczęśliwego Nowego Roku.


Kocie sprawy

Obiecałam swoim klientom, że w listopadzie napiszę wreszcie coś o kotach, co niniejszym czynię. Jedna z właścicielek gromadki kotów zaproponowała, żebym opisała metody regulacji płodności ,czyli po prostu jak zapobiegać nieplanowanym ciążom. Nie ukrywam, że w planach miałam inny temat, ale przyznaję, że problemy rozrodu kotów są niezwykle ważne ,a do tego bardzo często właściciele tych wspaniałych zwierząt nie wiedzą ,jak przebiega ich cykl rozrodczy. Tak więc kilka słów o rozrodzie kotów.

Kocie sprawy


Zacznę od tego ,że jak wszystkie samice, każda z kotek ma swój własny cykl rozrodczy, a terminy , którymi operują lekarze, czy właściciele ,są terminami wyliczonymi na podstawie statystycznej średniej.
Są jednak generalne prawdy dotyczące rozrodu kotów. Otóż: kotki są samicami dnia długiego, czyli rozpoczynają cykl rozrodczy każdego roku wtedy, gdy zaczyna wydłużać się dzień, czyli w lutym-marcu (stąd słynne marcowanie, które może mieć początek w lutym). W czasie rui kotka zachowuje się inaczej niż zwykle, pomiałkuje tak jakby płakała, ociera się o przedmioty w domu, o domowników ,inne zwierzęta w domu. Podczas głaskania wygina grzbiet i ustawia się jak do krycia. Opis zachowań rujowych na pewno nie jest całkowity i każdy właściciel kotki mógłby dodać tu coś od siebie, ale nie to jest przedmiotem tego artykułu. Dodam tylko, że ja także jestem właścicielką kotów i wiem, że niektóre kotki, szczególnie te które mogą bez ograniczeń spędzać czas poza domem, mogą przechodzić ruje bardzo dyskretnie. Wstyd się przyznać, ale moja osobista kotka zaskoczyła nas ciążą, którą 'zdiagnozowaliśmy', gdy ewidentnie po zarysie brzucha było widać, że będą kocięta...Termin rui wyliczyłam w przybliżeniu na podstawie terminu porodu ....
W związku z powyższym, jeśli właściciel mówi mi , że nie wie na pewno, czy kotka miała ruje i kiedy to było mogę go zrozumieć.
Wracając do rui. Trwa ona zazwyczaj kilka dni i jeśli doszło do krycia po około 2 miesiącach następuje poród. I teraz bardzo ważna informacja : niektóre kotki już w pierwszym tygodniu po porodzie mają kolejną ruję i karmią miot będąc w następnej ciąży. Tak może się zdarzyć i jest to zupełnie fizjologiczne zjawisko. W związku z tym w okresie od lutego do listopada, kiedy wygasa czynność rozrodcza kotki, taka 'producentka' może mieć 3-4 mioty. Pogratulować tylko właścicielowi, który będzie chciał dla wszystkich kociąt znaleźć właścicieli. Jak wspomniałam, takie sytuacje mogą się zdarzyć , ale najczęściej kotki mają dłuższe przerwy międzyrujowe i zazwyczaj po ok. 2 mioty rocznie. I znowu dodam coś z własnego ogródka (w przenośni i dosłownie). Jedna z moich kotek najwidoczniej nie czytała podręcznika rozrodu i ruję miała w grudniu, czyli wtedy, kiedy uważa się że powinna być tzw. cisza hormonalna. Ot biologia : tu nie zawsze 2+2 = 4.
Piszę o tym wszystkim nie bez powodu. Mianowicie najlepszym okresem na wszelkie zabiegi antykoncepcyjne jest okres tzw. ciszy hormonalnej , czyli mniej więcej od listopada do końca stycznia (chyba ,że kotka należy do mnie i jest wyjątkiem potwierdzającym regułę).Natomiast w praktyce właściciele zgłaszają się do mnie dopiero w marcu i później ,kiedy już wystąpiła ruja lub kiedy już jest po porodzie i kotka karmi kocięta. Proszę mi wierzyć, że trudno jest lekarzowi w takiej sytuacji dobrać bezpieczną i sensowną metodę antykoncepcji.
Celowo nie piszę o konkretnych metodach , dlatego że każdy lekarz dopasuje postępowanie do danej kotki (jej wieku ,stanu zdrowia i ewent. podejrzenia ciąży) oraz do zasobów finansowych właściciela. Zachęcam do rozmawiania i planowania ,jak zapobiec nieplanowanej ciąży już w trakcie pierwszych wizyt u weterynarza związanych z odrobaczaniem i szczepieniem nowo nabytych kociąt.
Dodam tylko, że powyższy opis cyklu rozrodczego w przypadku kotek niewychodzących raczej się nie sprawdza dlatego, że przebywając ciągle w pomieszczeniach ze sztucznym oświetleniem (czyli w naszych mieszkaniach), mają zaburzone wyczucie dnia świetlnego. W takiej sytuacji przynajmniej mamy gwarancje ,że kotka nie zajdzie w ciążę , chyba że jakiś ambitny kot postanowi się do niej włamać. Tym niemniej taka kotka w czasie rui może być dużym utrapieniem dla domowników. I też trzeba pomyśleć o antykoncepcji.
Na zakończenie krótko o kocurach . O ile właściciele kotek często zgłaszają się do mnie gdy już mamy 'problem' , o tyle właściciele kocurów sami wiedzą ,kiedy umówić się na kastrację. Wynika to z faktu, że dojrzały kot znaczy swój teren, czyli mieszkanie, dom ,ogród itd. moczem o bardzo intensywnym zapachu . Niewielu właścicieli jest w stanie przejść nad tym do porządku dziennego . Proszę spojrzeć na to także z innej strony: wychodzący kot kastrat nie interesuje się kotkami, stacza mniej bójek. Ma w związku z tym mniejsze możliwości zarażenia się bardzo niebezpiecznymi chorobami od innych kotów oraz nie przyczynia się do pomnażania tych małych kocich nieszczęść, które nierzadko możemy znaleźć wyrzucone w rowach ,na śmietnikach lub wrzucone ludziom do ogrodów. A przecież miarą człowieczeństwa jest nasz stosunek do zwierząt.

 

Jakiego pięknego psa sobie kupiliśmy !

W kolejnym odcinku weterynaryjnej serii chciałabym poruszyć temat, który może się wydać mało weterynaryjny ,a jednak dla mnie- lekarza bardzo ważny.

Jakiego pięknego psa sobie kupiliśmy !

Wielu z moich klientów zna na pamięć moje powiedzonka, m.in.: ''proszę mi wierzyć, lepiej mieć mądrego pieska ,niż ładnego pieska''. I taka jest prawda. Podczas pierwszej wizyty właścicieli z nowo nabytym szczenięciem stosunkowo dużo czasu poświęcam na rozmowę o jego wychowaniu . Jest to jak najbardziej w moim interesie, aby mój potencjalny pacjent był dobrze wychowany (czyt. zsocjalizowany).
Wyjaśnię od razu, że lekarza nie bardzo zajmuje to ,czy pies potrafi przeskoczyć przez płonące koło, zrobić siad w 0.2 sekundy lub wytropić guzik właściciela w jeziorze Śniardwy. Pies powinien być posłuszny swojemu właścicielowi. To wydaje się takie proste i oczywiste, ale takie nie jest. Posłuszny pies na przykład pozwala zbadać sobie uszy, zajrzeć do gardła, podać tabletki, czy zrobić nawet bolący
zastrzyk, bo tak chce jego właściciel. A teraz proszę się zastanowić i uderzyć w piersi, czy nie byliście Państwo kiedyś w takiej sytuacji, że Wy lub lekarz musieliście odstąpić od zabiegu , bo pies ''nie dał sobie tego zrobić'' (zajrzeć do ucha, podać tabletek przeciwko robakom, wycisnąć zatok okołoodbytowych itd.). Z a w s z e za taką sytuację winę ponosi w ł a ś c i c i e l .
A teraz ,jak uniknąć takich kłopotów. Zachęcam ,aby decyzję o nabyciu psa dobrze przemyśleć. Rodzice nie powinni liczyć na to, że choć dzieci obiecują, że będą wychodzić z psem na spacery i dbać o niego, tak będzie w rzeczywistości. Posiadanie psa to obowiązek na kilka lub kilkanaście lat i duży koszt utrzymania (nawet gdy pies jest zdrowy). Decyzję o posiadaniu psa muszą podejmować dorośli nie dzieci, bo to na nich spoczywać będzie odpowiedzialność za los zwierzęcia.
Przed kupnem szczeniaka należy także zorientować się ,czy pies danej rasy nadaje się do warunków ,jakie możemy mu zapewnić. Można skorzystać z książek z opisami ras oraz z wiadomości w inertnecie. Jeśli już wybraliśmy rasę, zawsze należy przed kupnem umówić się u hodowcy i zaobserwować ,jak zachowuje się matka szczeniąt (czy jest np. agresywna, bojaźliwa).Najlepiej skorzystać z rad osób, które już kupowały rasowe psy ,lub wybrać się na wizytę do weterynarza.
Proszę nie ulegać impulsowi i nie kupować szczeniąt na bazarach ,czy przed halami wystawowymi przy okazji robienia zakupów i zwiedzania wystawy.
Zupełnie innym problemem są psy ze schronisk. Zawsze decyzja o adopcji psa ze schroniska lub przygarnięciu psa bezdomnego budzi we mnie najgłębszy szacunek. Najczęściej są to psy młode lub dorosłe, które w życiu zaznały już niejednego ,a przede wszystkim głodu. Takie psy naprawdę doceniają to, że ich nowy właściciel zapewnia im regularne jedzenie i ciepłe posłanie.
Mamy już psa .Co dalej ? W większości lecznic weterynaryjnych ,także w związku kynologicznym oraz w prasie dotyczącej psów znajdziecie Państwo adresy i telefony szkół dla psów. Nie twierdzę, że każdy szczeniak musi być szkolony ( tym bardziej , że wielu właścicieli po prostu na to nie stać), ale każdy właściciel powinien przygotować się do wychowania swojego psa. Celowo w poprzednim zdaniu użyłam słowa szczeniak. W Polsce na szczęście funkcjonują przedszkola dla psów, gdzie na zajęciach tak naprawdę szkoli się właścicieli, jak mają postępować, aby ich podopieczny wyrósł na dobrze zsocjalizowanego ze ''swoją'' rodziną psa. Kilka słów wyjaśnienia :
każdy pies traktuje rodzinę , z którą żyje ,jak swoje stado. I jak to w stadzie, każdy osobnik ma swoją ściśle określoną pozycję w hierarchii. Cała sztuka polega na tym, żeby pies nie traktował siebie jako ''głównodowodzącego''. Zapobiec temu możemy szkoląc / wychowując szczeniaka .Jeśli za wychowanie zabierzemy się ,gdy pies będzie miał rok i już ustaloną swoją hierarchię, bardzo trudno będzie cokolwiek zmienić. Następna pułapka, w jaką wpadają właściciele , to przypisywanie cech dominacyjnych i agresji tylko dużym psom. Proszę mi wierzyć ,że najczęstsze pokąsania weterynarzy są autorstwa pinczerów miniaturowych ,jamników itp. Jest to niestety namacalny dowód ,że rasy miniaturowe najlepiej opanowały sztukę podporządkowywania sobie właścicieli. Dla psa nie jest ważne, czy waży 3 kg, czy 43 kg. Jeśli ma tendencje do dominacji, nasza reakcja powinna być tak samo konsekwentna w przypadku owczarka niemieckiego jak i jamnika.
Szczerze odradzam oddawanie psa na szkolenie do tresera. W mojej opinii, mija się to z celem. Doświadczony treser potrafi ułożyć nawet bardzo trudne psy, ale nie chodzi o to żeby pies słuchał tresera, ale domowników . Tego nie osiągniemy oddając zwierzę na tresurę. Tylko konsekwentny ,długi proces wychowawczy w domu przyniesie efekt harmonijnego życia rodziny i psa.
Jest wiele książek o postępowaniu z psami. Oczywiście nie będę polecać konkretnych tytułów. Uważam, że każda książka, która pokazuje jak różne są światy ludzi i psów ,jest godna polecenia. Bardzo często bowiem spotykam się z nadmiernym ''humanizowaniem'' psów i co gorsza odczytywaniem ich reakcji w zupełnie ''ludzki'' a nie ''psi'' sposób. To rodzi w konsekwencji wiele problemów.
Życząc Wam udanych lektur i sukcesów wychowawczych przypominam, że każdy pies powinien podlegać serii szczepień . Bez wizyty u lekarza weterynarii się nie obejdzie.



Co w kleszczu drzemie ?
...

Miło mi przywitać się z Państwem. Nazywam się Małgorzata Żabicka. Jestem lekarzem weterynarii , studia ukończyłam 5 lat temu w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Pracuję w przychodni dla zwierząt w Konstancinie. Począwszy od tego artykułu postaram się krótko odpowiadać na najczęściej zadawane mi pytania przez właścicieli zwierząt.

Co w kleszczu drzemie ?

Nie przypadkowo zaczynam właśnie od tego tematu o tej porze roku. W Polsce występuje kilka gatunków kleszczy i wszystkie mogą przenosić choroby zakaźne dla ludzi i zwierząt. Istnieje kilka chorób , którymi mogą zarazić się psy i tym poświęcę ten artykuł.. Najgroźniejszą z nich jest babeszjoza (zwana także piroplazmozą). Wywoływana jest przez pierwotniaka , który ze śliną kleszcza dostaje się do krwi psa i namnaża się w krwinkach czerwonych. Rozwój pierwotniaków jest zsynchronizowany i cyklicznie powoduje gwałtowny rozpad dużej ilości erytrocytów. Efektem tego jest oczywiście anemia, ale także uszkodzenie nerek i wątroby.
W k a ż d y m przypadku babeszjozy rokowanie ,co do powrotu psa do zdrowia jest ostrożne. Chorobę tę można diagnozować za pomocą badania krwi (oglądanie rozmazu krwi), ale jak każde badanie diagnostyczne ,może ono nie być w stu procentach miarodajne. Zdarza się, że po zdiagnozowaniu choroby i podaniu leków ,nie ma poprawy stanu zdrowia i proszę mi wierzyć, że nie jest temu winien lekarz, a najczęściej zbyt duże uszkodzenia narządów organizmu. Jeszcze raz podkreślam, że babeszjoza może być chorobą śmiertelną dla psa.
Kolejną chorobą przenoszoną przez kleszcze jest borelioza .Występuje ona zarówno u ludzi , jak i psów, z tym że u psów sporadycznie. Wywołuje najczęściej obrzęk jednego lub kilku stawów połączony z kulawizną. Jeśli nie rozwinie się forma nerwowa choroby , nie stanowi dużego zagrożenia dla życia psa. Diagnozowanie tej choroby jest bardzo trudne. Bakteria ,która ją wywołuje szybko ginie w środowisku i trudno zrobić wymaz z tkanek i wyhodować ją w laboratorium.
Wspomnę jeszcze o kleszczowym zapaleniu mózgu. Chorobę tę wywołuje wirus ,groźny także dla człowieka. Na szczęście większość zakażeń przebiega bezobjawowo, czyli układ odpornościowy psa sam zwalcza zakażenie. Sporadycznie rozwijają się objawy nerwowe i wtedy choroba najczęściej kończy się śmiercią.

Do wszystkich wymienionych chorób odnoszą się te same zasady zapobiegania. Przede wszystkim wyjaśnię, że kleszcze żyją nie tylko w lasach ,ale także na łąkach. Zimą roztocza te nie odżywiają się, zapadają w ''sen zimowy'' Wiosną ( marzec/kwiecień) budzą się wygłodniałe i atakują wszystkie ssaki ,jakie znajdą się w pobliżu. Stąd każdy weterynarz wie, że jak po zimie przychodzą cieplejsze dni, trzeba zamawiać preparaty przeciw kleszczom. To nie wszystko, bo kleszcz najada się raz na kilka miesięcy i przed zimą też musi się najeść. Dlatego we wrześniu i październiku przeżywamy kolejny atak kleszczy. Gdy kleszcz dostanie się na żywiciela ,wędruje po nim szukając miejsc, gdzie skóra jest cienka z dużą il. naczyń włosowatych. U psów takimi ukochanymi miejscami dla kleszcza są powieki ,policzki , skóra za uszami, pod brodą, okolica pach i pachwin. W czasie wkręcania się wraz ze śliną pasożyt wpuszcza substancję znieczulającą, która zapewnia mu spokojne żerowanie trwające niekiedy dwie doby. Proszę zapamiętać : im krótszy czas żerowania, tym mniejsze prawdopodobieństwo zarażenia. Niezależnie ,czy w ślinie kleszcza są pierwotniaki, bakterie, czy wirusy - im mniej dostanie się do krwiobiegu psa lub człowieka, tym większe szanse, że układ odpornościowy zwalczy zarazki i choroba nie rozwinie się. Czyli jeśli tylko zauważymy kleszcza ,należy go jak najszybciej wykręcić. Ostrzegam przed smarowaniem kleszcza masłem lub innymi mazidłami. Powodują one zatkanie przetchlinek ,którymi kleszcz oddycha. Gdy kleszcz dusi się, następuje wyrzut dużej porcji śliny (wymioty) w której są zarazki.
Pocieszający jest fakt, że nie wszystkie kleszcze są nosicielami chorób zakaźnych. Niestety w Konstancinie i okolicach występuje babeszjoza.
Podsumowując - proszę zabezpieczać swoich pupili preparatami przeciw kleszczom (Państwa lekarz weterynarii z pewnością posłuży radą w wyborze leku) ; proszę pamiętać ,że żaden preparat nie działa idealnie i po każdym spacerze należy przeglądać swoje psy (jeśli ktoś ma owczarka kaukaskiego i mało cierpliwości, niech skupi się na okolicy głowy). Z moich obserwacji wynika, że walka z kleszczami i pchłami musi być śmiertelna, bo z preparatów ''ekologicznych'', które mają odstraszać pasożyty, zarówno pchły jak i kleszcze śmieją się w głos...

Małgorzta Żabicka

...