Portal Konstancin.com Historia okolic Konstancina-Jeziorny Muzeum Konstancina Serwis zdjciowy Konstancin-Jeziorna Filmowe migawki z Konstancina-Jeziorny Forum Konstancina
Witaj! » Zaloguj » Utwórz nowy profil » Szukaj
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
26 maj 2015 - 11:54:34
Kilka domów od cukierni Buchmana, u zbiegu ulic Strumykowej i Piłsudskiego, stoi charakterystyczny duży budynek zwany „Murowanką”. Z informacji zaczerpniętych od Józefa Hertla dowiedzieć się można że projekt budynku przed I Wojną Światową zdobył nagrodę na Międzynarodowej Wystawie Architektury. W gmachu miało swoją siedzibę sołectwo Konstancin, a przez wiele lat część sal wykorzystywana była na potrzeby tutejszej szkoły podstawowej (uczyły się w nim najstarsze klasy). Po przeprowadzce szkoły w 1958 roku do nowego obiektu przy ul. Żeromskiego, budynek przeznaczono na lokale mieszkalne.



klasa szkoły podstawowej w Konstancinie na tle Murowanki (1948/1949 r) (źródło: Księga Pamiątkowa TMPiZK)



Makieta budynku Murowanki (źródło: J.Hertel)
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
24 sie 2015 - 10:30:15


Konstancin, lata 40-te XX wieku, hodowla jedwabników (zdjęcie pochodzi z niemieckiego przewodnika po Generalnej Guberni)

Jedwabniki kojarzą się przede wszystkim Centralną Doświadczalną Stacją Jedwabnictwa w Milanówku – to tam trafiały również „konstancińskie” kokony tych owadów.
Oto wspomnienie dziadka Agnieszki Bożeny: „hodowla jedwabników mieściła się w szkole zlokalizowanej się gdzieś na ul Sobieskiego. Naprzeciwko szkoły stała willa Quo Vadis zwana potocznie pekinem. W szkole były dwie izby lekcyjne i pokój kierownika szkoły. To właśnie on hodował jedwabniki . Nazywał się Ludwik Zieliński. Jedwabniki hodowano w czasie wakacji - a gdy nastawał rok szkolny kokony wywożono do Milanówka - podobno był to dosyć opłacalny interes dla kierownika szkoły”.

Do dziś pomiędzy blokami przy ul. Sobieskiego (czyli w miejscu gdzie stała stara szkoła) możemy natrafić na drzewa morwy których liście są jedynym pokarmem jedwabników morwowych, z których kokonów uzyskuje się jedwab.
W Polsce prawdziwy rozwój jedwabnictwa i uprawy morwy rozpoczął się po 1918 roku, czyli po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W 1924 powstała wspomniana wyżej Centralna Doświadczalna Stacja Jedwabnictwa, która drogą propagandy i szkolenia zachęcała ludzi do uprawy morwy, a następnie przygotowywała miejsca skupu jedwabnych kokonów. Zakładano więc plantacje morwy wszędzie gdzie tylko było to możliwe, szczególnie wokół szkół wiejskich. Dzieci szkolne zbierały liście morwy i karmiły nimi gąsienice jedwabnika (ułożone na drucianych siatkach umiejscowionych gdzieś w kącie, w mniej wykorzystywanych miejscach w budynkach szkolnych), przy czym na lekcjach przyrody praktycznie zapoznawały się z rozwojem jedwabnika. Następnie zbierały dojrzałe kokony i oddawały do miejsc skupu. Pieniądze zarobione w ten sposób były przeznaczone na różne szkolne i uczniowskie wydatki, w tym na wyjazd na obozy letnie i wycieczki. A przemysł jedwabniczy którego ośrodkiem i symbolem był Milanówek, rozwijał się prężnie przynosząc niezły dochód. Konstancińską hodowlę jedwabników utrzymywano jeszcze w czasach okupacji – zaprzestano jej prawdopodobnie tuż po wojnie.
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
28 sie 2015 - 10:24:32
nie wiem gdzie wrzucić, ale skoro jest o szkole to może tu:


dziś w Konstancinie rozpoczęcie '321 Impro' - Festiwalu Teatrów Improwizowanych, podczas którego na scenie Hugonówki zobaczycie m.in. kabaret Hrabi.

kabareciarze do Konstancina ściągali już ponad 100 lat temu, by urozmaicić zabawę i wspomóc budowę szkoły ludowej.
Tak informował Kurjer Poranny 5 sierpnia 1913 roku :

"Odbyła się w niedzielę loterja fantowa która dzięki wyjątkowej energii inicjatorów udała się znakomicie, przysparzając spory fundusz na budowę szkoły ludowej w Konstancinie. Współudział dwóch gwiazd kabaretowych pp. Lubelskiego i Trojanowskiego przyczynił się walnie do wzbudzenia wyjątkowo wesołego nastroju w tłumie wykwintnej publiczności. Należy podziwiać zdolności organizacyjne pań komitetowych A. Kondyszczyńskiej, H. Majewskiej, J. Majewskiej i Mannowej, które nieszczędząc czasu i fatygi w krótkim czasie doprowadziły do tak dobrego rezultatu zabawę niedzielną."
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
01 wrz 2015 - 09:39:40
I znowu szkoła. Zaczyna się obowiązek, ale zaczyna się też przygoda. Nie samą szkołą jednak człowiek żyje – warto mieć jakieś pasje, to sprawi że lepiej będziemy przyswajali wiedzę. Taką pasją może być m.in. wędkarstwo. Jak pisze autor cytowanego poniżej artykułu: „Wędkowanie to nie tylko relaks i przyjemność, ale także doskonały środek pedagogicznego oddziaływania”. Artykuł z lat 70-tych przedstawia postać Stanisława Guszkowskiego, kierownika dawnego Domu Dziecka przy Czarnieckiego 4 (willa Ida). Jego rodzina dziś nadal jest związana z tutejszymi szkołami i wychowywaniem konstancińsko-jeziorańskiej młodzieży – Wojciech Guszkowski, nauczyciel, pilot, przewodnik, działacz społeczny z wieloletnim stażem związanym z rozwojem turystyki na terenie Konstancina-Jeziornej, jako wicedyrektor Zespołu Szkół nr 2 rozpoczyna dziś nowy rok szkolny. Jemu oraz innym tutejszym nauczycielom, a także wszystkim uczniom życzę udanego roku szkolnego!
A poniżej wspomniany artykuł:

„Z wędką po sukcesy wychowawcze.
Ten Dom Dziecka nazywają Domem Wędkarzy. Nie bez kozery: dla młodych mieszkańców willi przy ul. Czarnieckiego 4 w Konstancinie, wędkarstwo jest życiowym hobby, pasją – której poświęcają każdą wolną od nauki chwilę. Inspirator wędkarskiego „szaleństwa” kierownik Domu Dziecka Stanisław Guszkowski jest chyba najtrudniej uchwytnym człowiekiem w Konstancinie: dotarcie do niego, wyciągnięcie na półgodzinną pogawędkę zajęło przedstawicielowi „WW” prawie tydzień.
-No cóż, mówi kol.Guszkowski, administrowanie placówką wychowawczą zajmuje masę czasu. Bo proszę pomyśleć – mamy tu 55 chłopców, w wieku 12-16 lat, opiekujemy się dalszymi 33, którzy przebywają poza domem, w internatach szkół średnich w stolicy i województwie. Wszystkim trzeba zapewnić godziwe warunki życia, kontrolować postępy w nauce, zadbać o rozrywkę…
(…) – Moi wychowankowie chodzą do szkoły w pobliskim Skolimowie. Po powrocie z lekcji bawią się, uprawiają sport, uczestniczą w zajęciach kółka modelarskiego LOK, mają zespół muzyczny. Od dawna myślałem jednak o potrzebie stworzenia im jakiejś szerszej niż dotychczas płaszczyzny zainteresowań, która by pozwoliła i nam wychowawcom i młodzieży przekroczyć barierę obcości. Próbowałem wielu metod – wędkarstwo chwyciło zupełnie przypadkowo.
Pewnej niedzieli w 1967 r wybierałem się nad Wisłę trochę „pomoczyć kije” i zaproponowałem by chłopcy pojechali wraz ze mną. Propozycja została przyjęta. Zapewne dlatego, że akurat nie było nic innego ciekawszego do roboty. Nad Wisłą chłopcy stanęli w milczeniu i przyglądali się mojemu wędkowaniu. Pogoda była nie najlepsza, więc i wyniki słabe.. Jednak po kilku dniach spora grupa wychowanków zwróciła się do mnie z propozycją ponownego wyjazdu nad wodę. Do dziś nie wiem co ich zachęciło. Tak się zaczęło – młodzież chwyciła przynętę. Krąg zainteresowanych szybko się rozrastał. Zapoznałem chłopców z regulaminem, nauczyłem ich posługiwania się sprzętem. Po miesiącu wystąpiliśmy do Związku o młodzieżowe karty wędkarskie. Działamy w ramach koła PZW w Jeziornej. Ze względów organizacyjnych liczbę członków kółka wędkarskiego musieliśmy ograniczyć do kilkunastu osób/ Chodzi o to że w czasie wypraw nad wodę muszę mieć całą gromadkę w zasięgu wzroku. Po zdobyciu sprzętu (12wędek, zapas żyłki, haczyki, chlebaki) Dom Dziecka zakupił 17 rowerów ma których wyjeżdżamy w najbliższe okolice: nad Wisłę i Jeziorkę.Na dalsze eskapady wybieramy się naszą „Nysą”, startując w sobotę po południu i wracając w niedzielę wieczorem. Zabieramy namiot, po przybyciu na miejsce rozbijamy biwak. Przy ognisku,, pieczonych kartoflach, powstaje więź przyjaźni, gubi się granica między opiekunem a wychowankiem. Wszyscy stajemy się kolegami „po wędce”. Takich biwaków mamy już za sobą ponad 20. Najciekawsze rezultaty mieliśmy nad Wisłą w okolicach Maciejowic. Rekordziestą jest 14-letni Stasio Siedlecki, który podczas jednego wypadu złowił 12 okoni i płotek (…).

Nowe zainteresowanie chłopców z Domu Dziecka w Konstancinie i styl pracy w kółku wędkarskim sprawiły, że wyniki w nauce bardzo się poprawiły. Mniej kłopotów mają też wychowawcy. Wędkowanie to nie tylko relaks i przyjemność, ale także doskonały środek pedagogicznego oddziaływania.
Autor: A Ciesielski”


Re: szkoły, pensje, sanatoria...
06 pa 2015 - 12:05:57


willa Piaski w Konstancinie

Do niedawna mieścił się w niej dziecięcy oddział STOCERu. Na początku XXI wieku opuszczony budynek został podpalony i od tamtej pory ulega stopniowej dewastacji. Szpitala nie stać na remont, nie ma też chyba pomysłu co z tym budynkiem zrobić...
A szkoda, bo wiążą się z nim niesamowite historie. W czasie II wojny mieścił się w niej prowadzony przez harcerki dom dziecka w charakterze prewentorium przeciwgruźliczego. Kierownikiem domu od 1940 roku była harcmistrzyni Maria Steckiewicz.
Znalazło tu bezpieczne schronienie kilkoro dzieci pochodzenia żydowskiego, a także m.in. matka pisarki Zofii Kossak-Szatkowskiej Anna z Kisielnickich.
Harcerki prowadziły wówczas w Konstancinie również inne domy dziecka - m.in. Anusię przy ul. Potulickich. Były mocno zaangażowane w pomoc potrzebującym narażając się na niebezpieczeństwo - systematycznie dostarczały żywność rodzinie żydowskiej, ukrywającej się w wykopanej ziemiance w lesie oborskim.

W prowadzonych przez harcerki domach w Konstancinie znalazły schronienie także "Dzieci Zamojszczyzny".
Tak tę historię opisuje jeden z blogów:

"Okupanci niemieccy upatrzyli sobie Zamojszczyznę jako miejsce, gdzie przesiedlą swoich ziomków rozproszonych po rożnych krajach. Od 1941 roku rozpoczęli powolną pacyfikację tych ziem i opróżnianie ich dla planów przesiedleńczych. Pacyfikacja obejmowała na razie niewielki teren, ale była gwałtowna i krwawa. Niemcy palili wsie, mordowali ludność, zsyłali na roboty przymusowe do Niemiec i do obozów koncentracyjnych. Nie dzielili ludzi na młodych zdatnych do pracy i starych oraz dzieci nie nadające się do żadnej pracy, całe rodziny wysyłano w jedno z wymienionych miejsc.
W następnych latach zbrodnicza działalność obejmowała już większe tereny.Okupant wymyślił też jeszcze jedną zbrodnię, a mianowicie ktoś przyglądając się ludziom Zamojszczyzny, stwierdził, że ich jasnowłose i niebieskookie dzieci mają prawie germańskie rysy i gdyby je odpowiednio wychować, z chłopców byliby dobrzy żołnierze trzeciej rzeszy, a dziewczęta mogłyby rodzić germańskie dzieci... trzeba je jednak było zgermanizować, czyli zabrać do Niemiec i oddać w pewne ręce sprawdzonych wychowawców. Oceniono nawet, że dzieci powinny być małe, ale nie niemowlęta, bo nie wiadomo jaka rasa wyrośnie z niemowląt. Do germanizacji najlepiej nadawały się dzieci w wieku przedszkolnym, które miały już ustalony wymagany wygląd, a były jeszcze na tyle małe, że nie będą pamiętały przeszłości i szybko dostosują się do nowych dobrych warunków życia. Rodziców tak wyselekcjonowanych dzieci zabijano lub wysyłano do obozów koncentracyjnych, gdzie ginęli z głodu i wycieńczenia.
Pacyfikację Zamojszczyzny zakończono w 1943 roku. Po wojnie ustalono, że to zbrodnicze działanie, niezależnie od rodzaju, objęło trzydzieści tysięcy dzieci.O przesiedleniach Niemców na Zamojszczyznę na razie jeszcze nie mogło być mowy, najpierw trzeba się było pozbyć mieszkańców i wysłać grupę dzieci wyselekcjonowanych do Niemiec. Nie wiadomo ile tych dzieci było, i nie wiadomo ile transportów rożnymi drogami z Polski trafiło do Niemiec. Wiem o losach jednego transportu, który miał iść przez Warszawę i zatrzymać się tu dla uzupełnienia zapasów.
Wiadomość o tym transporcie dostały warszawskie harcerki, bo tu była konspiracyjna Komenda Głowna ZHP. One to powiadomiły odpowiednich ludzi i zgromadziły środki na przekupienie konwojentów tego transportu. Akcja dała doskonale wyniki. Na Dworcu Wschodnim w Warszawie zatrzymał się pociąg, jego ochrona wzięła ochoczo łapówki i przymknęła oczy na to, co się dalej działo.
Dworzec był dosłownie oblężony przez warszawianki gotowe brać te biedne dzieci do swoich domów i wychowywać je jak swoje. Wagony, w których jechały dzieci, dosłownie opustoszały, dzieci znikały w ramionach wybawicielek. Pozostałe dzieci harcerki rozwiozły po prowadzonych pod Warszawą Domach Sierot.
Miałam styczność z dziewczynką z tego transportu, 4-5-letnią Wandzią. Było to dziecko małomówne, zalęknione, nieufne. Takiej reakcji trudno się dziwić z uwagi na to, co musiała przeżyć wcześniej.
Wandzię przygarnęła nasza ciotka. Po wojnie przez Czerwony Krzyż poszukiwała rodziców Wandy, dostała wiadomość, że nie żyją. Wówczas przeprowadziła przez sąd formalną adopcję.
Wanda żyje do dziś i jest już babcią. Nie mam z nią kontaktu, ale gdybym z nią mogła rozmawiać i tak nie pytałabym jej o tamte straszne czasy"

(http://waltanie.blox.pl/2014/10/Wygrzebane-z-pamieci-8222Dzieci-Zamojszczyzny8221.html)



Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2015-10-06 13:22 przez pionek AGORY.
Anonimowy użytkownik
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
06 pa 2015 - 16:11:46
Drużyny „Nieprzetartego Szlaku” – młodszoharcerskie i zuchowe w „STOCERZE” i innych placówkach lecznictwa w Konstancinie powstały już w latach sześćdziesiątych XX wieku. Zakładali i prowadzili je uczniowie Liceum Ogólnokształcącego nr 47
w Skolimowie. Kierownictwo administracyjne i pedagodzy tych ośrodków zgodziło się na zorganizowanie drużyn, zaakceptowało przyjecie formuły harcerskiej . Zbiórki odbywały się raz w tygodniu w niedzielę . Druhowie - sami jeszcze niepełnoletni powoływani
byli przez Główną Kwaterę Sztabu Drużyn Specjalnych „Nieprzetartego Szlaku” na zloty, zjazdy, szkolenia - miedzy innymi. do Trzebnicy, Krakowa, na zimowisko w Rabce. Nabywali tam potrzebną wiedzę , doświadczenia instruktorskie.
Mając świadomość powagi swej działalności - indywidualnie podejmowali próby wykształcenia harcerskiego uczestnicząc np. w kursach organizowanych przez Komendę Hufca ZHP w Piasecznie, czy biorąc udział w zlotach Chorągwi Mazowieckiej.
Byli to:
Lilianna Chrustowska , Anna Grabowska, Barbara Iwanek, Ewa Jakóbowska, Dorota Piętka, Zdzisława Miliszewska, Michał Bernaciak
i dorosła już wówczas Krystyna Godlewska.
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
07 pa 2015 - 08:27:23
Bardzo, BARDZO dziękuję za doprecyzowanie informacji o drużynach Nieprzetartego Szlaku!
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
19 pa 2015 - 09:42:43
dzieci w kolejce po śniadanie (1919 r)
Ochronka w Klarysewie prowadzona przez Amerykańską Misję Metodystyczną.

Re: szkoły, pensje, sanatoria...
10 lut 2016 - 08:17:15
Szpital kardiologiczny MSWiA niebawem przestanie istnieć - trwa jego stopniowe wyburzanie.
A szkoda, bo to naprawdę dobra architektura, znakomicie wpisana w rzeźbę terenu (wg mnie na równi z przedwojennym budynkiem w którym dziś mieści się przychodnia przy Wareckiej)
Podobno szpital wznieśli Kubańczycy w darze dla narodu polskiego... czy to prawda? nie wiem. Niestety niewiele wiadomo o samym budynku, roku jego powstania a także nazwisku architekta.
Mam nadzieję że w tym miejscu powstanie coś równie dobrego, z przeznaczeniem na cele lecznicze.

zdjęcia wykonane przeze mnie w grudniu 2015
[picasaweb.google.com]

zdjęcia wykonane przez Bartka Biedrzyckiego w lipcu 2014
[picasaweb.google.com]
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
24 lut 2016 - 10:16:01



5 marca, w ramach Wirtualnego Muzeum Konstancina, odbędzie się kolejne ciekawe spotkanie ktorego tematem będą tutejsze szkoły.
Na plakacie widzimy zdjęcie willi Biała przy ul. Mickiewicza, w której przez wiele lat mieściła się szkoła podstawowa.

A tak zbierano 103 lata temu fundusze na budowę szkoły ludowej w Konstancinie:

"Odbyła się w niedzielę loterja fantowa która dzięki wyjątkowej energii inicjatorów udała się znakomicie, przysparzając spory fundusz na budowę szkoły ludowej w Konstancinie. Współudział dwóch gwiazd kabaretowych pp. Lubelskiego i Trojanowskiego przyczynił się walnie do wzbudzenia wyjątkowo wesołego nastroju w tłumie wykwintnej publiczności. Należy podziwiać zdolności organizacyjne pań komitetowych A. Kondyszczyńskiej, H. Majewskiej, J. Majewskiej i Mannowej, które nieszczędząc czasu i fatygi w krótkim czasie doprowadziły do tak dobrego rezultatu zabawę niedzielną."

Kurjer Poranny, 05.08.1913
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
26 lut 2016 - 11:51:23


rehabilitacja w Białym Domu, koniec lat 80-tych

wiele roczników konstancińsko-jeziorańskich szkół uczęszczało tu na znienawidzoną przez wszystkich "korektywę".
A jeszcze więcej pacjentów z całej Polski odzyskiwało tu sprawność fizyczną.

W latach 50-tych w głównej hali Białego Domu lekcje baletu i tańca od znakomitej Jadwigi Hryniewieckiej pobierali członkowie zespołu "Skolimów".
W 1963 w budynku utworzono Państwową Szkołę Medyczną Techników Fizjoterapii.
Po przeniesieniu szkoły budynek przejęło Uzdrowisko, i w ich rękach jest do dziś.
Ostatnio Biały Dom przeszedł generalny remont, który przywrócił mu dawny blask. Żałuję tylko że przy okazji zlikwidowano płytki betonowy basen znajdujący się w ogrodzie na tyłach budynku

a mój pierwszy kontakt z Białym Domem?
Pamiętam jak moja ciocia, pielęgniarka w Białym Domu, załatwiła mi inhalacje... wówczas, dla ok 5-latka, okropne przeżycie, bo niemal się dusiłem

[www.facebook.com]
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
29 lut 2016 - 12:37:23
trwa wyburzanie szpitala kardiologicznego MSWiA (ul.Uzdrowiskowa)
Jak widać na zdjęciu Bartka Biedrzyckiego, został już tylko mały fragment - na dniach będzie już pewnie po wszystkim.


Re: szkoły, pensje, sanatoria...
07 mar 2016 - 10:05:04
wracając na chwilę do tematu tutejszych szkół...
kilka z prezentowanych przeze mnie na sobotnim spotkaniu zdjęć dotyczących tutejszego szkolnictwa.

Szkoła-sanatorium w Skolimowie (1928 rok), mieszcząca się w willi Greczynka. Szkoła utworzona przez Ligę szkolną przeciwgruźliczą przeznaczona była dla dzieci szkół miejskich.

a jutro inna ciekawostka dotycząca willi Greczynka






[www.facebook.com]



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2016-03-07 10:05 przez pionek AGORY.
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
14 kwi 2016 - 11:50:18
kolejne niesamowite zdjęcie udostępnione przez panią Beatę Zahorską !
Niebawem majówka i upragniony odpoczynek... a tak odpoczywano 99 lat temu w Konstancinie!
majówka szkoły K.Grochowskiego na konstancińskiej skarpie w okolicach parku Grapa (1907 rok)
P.S. (nie kojarzę by kierownikiem żadnej z tutejszych szkół był K.Grochowski - przypuszczam że chodzi o jakąś warszawską szkołę i modne na początku XX wieku wycieczki/majówki pod Warszawę...)

Re: szkoły, pensje, sanatoria...
04 maj 2016 - 10:51:38
Z okazji jutrzejszego spotkania w KDK poświęconego historii Uzdrowiska – ciekawa wzmianka z 1961 roku o staraniach naszej gminy na rzecz utworzenia Uzdrowiska:
Pod przewodnictwem inż. Jana Polaczka odbyło się posiedzenie Społecznego Komitetu Przemianowania Skolimowa na Uzdrowisko. Wnikliwy referat uzasadniający projekt przemianowania – wygłosił doc. Dr Marian Weiss, dyr. Ośrodka Rehabilitacji w Konstancinie. W posiadaniu Rady Narodowej znajduje się status Skolimowa z r 1917, określający już wtedy tę miejscowość jako uzdrowisko. Propozycje przemianowania Skolimowa na uzdrowisko są uzasadnione doskonałymi warunkami klimatycznymi, dużym nasłonecznieniem. Trwają jeszcze badania geologiczne które potwierdzą istnienie solanek na tym terenie. Wraz z uznaniem Skolimowa za uzdrowisko, będą musiały nastąpić zasadnicze zmiany w dalszym gospodarowaniu. Przede wszystkim inna polityka budowlana, która pozwoli na maksymalne zachowanie istniejącego drzewostanu.”

Re: szkoły, pensje, sanatoria...
19 lip 2016 - 10:01:37
O Szkole Gospodarstwa Wiejskiego założonej w 1891 roku w pobliskich Chyliczkach już kiedyś pisałem (https://www.facebook.com/228851817149752/photos/… )
Szkoła prócz kształcenia i wychowywania młodych dziewcząt prowadziła również działalność edukacyjną szerszych mas, wydając kilka książek kucharskich ze swoimi przepisami. I tak pojawiały się kolejno: „Chyliczkowskie przepisy przetworów z warzyw, owoców i mięsa” (1929 r), „Kuchnia chyliczkowska” (1931) oraz „Piekarnia i cukiernia chyliczkowska” (1933 r). Jedną z ostatnich pozycji książkowych było 4 wydanie „Chyliczkowskich przepisów” opublikowane w 1947 roku pod redakcją nauczycielki Leokadii Januszewskiej (szkoła przekształcona została wówczas w Liceum Gospodarstwa Wiejskiego). A że mamy sezon na przetwory, poniżej publikuje 3 ciekawe przepisy pochodzące z tej książki:

Melon w occie
1 kg melonu
0,25 kg cukru
3/8 l octu 5%
Melon przekrajać na pół, usunąć nasiona, obrać, pokrajać w kostkę, włożyć do przegotowanego roztworu cukru i octu i gotować wolno do przezroczystości. Wylać do kamiennego garnka i po ostudzeniu opakować

Konfitura z morwy
1 kg morwy
1 kg cukru
2 cytryny lub kawałek kwasu cytrynowego
Przyrządzić ulep, włożyć owoce, dodać sok z cytryn i gotować owoce około 10 minut

Jarzębinówka
1 kg jarzębiny
1 l spirytusu
0,25 kg cukru
1 l wody
Jarzębinę dojrzałą cokolwiek przemarzniętą oczyścić z resztek kwiatowych i ogonków. Sparzyć na sicie, wysypać do gąsiorka, zalać spirytusem 96% i zamknąć korkiem. Po 4-6 tygodniach zlać nalewkę z owoców do drugiego gąsiora. Owoce pozostałe zalać ulepem zrobionym z cukru i wody. Po 2 tygodniach zlać ulep z owoców zmieszać z nalewką, wlać do butelek i zakorkować.









[www.facebook.com]
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
26 lip 2016 - 10:48:09
W zeszłym roku zlikwidowano w Klarysewie ostatni znajdujący się na terenie naszej gminy Dom Dziecka. Dzieci przeniesiono do nowo wybudowanych domów w Łbiskach. Dalszy los ogromnego, położonego na skarpie ponad 100-letniego budynku nie jest mi niestety znany… Być może, tak jak inne wille-siedziby dawnych domów dziecka, zostanie przez samorząd sprzedany. Historia budynku jest niezwykle ciekawa, od zawsze związana z wychowywaniem i opieką nad dziećmi. Od czasów powojennych znajdował się w nim Państwowy Dom Dziecka. Podobną funkcję pełnił również od lat 30-tych do zakończenia II wojny światowej – wówczas mieścił się tu oddział warszawskiego Domu Dziecka ks. Boduena (w czasie wojny ukrywano w nim żydowskie dzieci). W 1922 budynek zakupiony został przez Amerykańską Misję Metodystyczną. Cały kompleks w skład którego wchodziła kaplica, internat i główny gmach nazwany został Emaus. Metodyści do dnia dzisiejszego są właścicielami części terenu – dziś mieści się tu Kościelne Centrum Konferencyjne Warfieldowo.
A jaki był początek? Na początku XX wieku, gdy zaczęły powstawać letniska Konstancin i Skolimów, na równi z nimi konkurował Klarysew. To do niego wpierw doprowadzono kolej wilanowską. Malownicza skarpa wiślana położona wśród lasów szybko zaczęła przyciągać letników. W tym czasie do Kongresówki z Anglii przyszła moda na tzw. szkoły na wsi. Pierwsze szkoły na wolnym powietrzu, niedostosowane wprawdzie jeszcze do typu szkół angielskich, ale stanowiące pierwszy krok na tem polu, otworzyły: pp. Miszewska w Skolimowie, Pawlicka i Kisielewska (J. Oksza) w Klarysewie. Budynek o którym mowa zbudowano na początku XX wieku na potrzeby VII-klasowej szkoły żeńskiej (gimnazjum) prowadzonej przez panią W. Pawlicką. W szkole wykładało wielu wybitnych nauczycieli. Założona została również drużyna skautek im. A. Mickiewicza, do której należała Maria Zdziarska-Zaleska, późniejsza sanitariuszka i lekarka, kapitan WP, instruktorka harcerska. Zbiory pięknych fotografii z tego okresu (sprzed ponad 100 lat) udostępnił Ośrodek Karta (publikuję je w tej galerii). Zdjęcia pochodzą z kolekcji Emilii Kobylańskiej

[www.facebook.com]



Zmieniany 2 raz(y). Ostatnia zmiana 2016-07-26 11:19 przez pionek AGORY.
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
29 lip 2016 - 11:36:13


Beata Zahorska podesłała kolejne niesamowite zdjęcie - sierociniec Rodziny Policyjnej w Skolimowie w 1935 roku... prawdopodobnie zdjęcie zostało wykonane jeszcze w willi Greczynka. W tym samym roku dzieci zostały przeniesione do konstancińskiej willi Marysieńka... rok później cały dom dziecka wyprowadza się do wybudowanego przez siebie budynku w Sochaczewie.

Poniżej fragment wspomnień jednego z mieszkańców domu dziecka,, opublikowany kiedyś na forum przez Pawła Komosę:

"Dom Dziecka Rodziny Policyjnej w Skolimowie był tworem dość pionierskim i stwarzał dobre warunki bytowania sporej gromadce sierot i półsierot rodzin funkcjonariuszy PP. Mieścił się w wynajętej willi, której kuchnia i sani-iriaty były zbyt szczupłe dla 40 dzieciaków i kilku osób personelu. Stąd po wóch latach eksploatacji przeprowadziliśmy się do innej willi, również w Skolimowie, a nasza ?Greczynka" poddana została kapitalnemu remontowi.godzi się rzec kilka słów o moich pierwszych, samodzielnych latach życia spędzonych w Skolimowie. Był to dość miły okres, obejmujący lata 1932-1937. (...)
Rozległa posesja willi ?Greczynka", ogrodzona drewnianym płotem, miała dwie przeciwległe furtki. Jedną maszerowaliśmy do szkoły powszechnej. Wychodziła ona na łąkę, będącą od czasu do czasu boiskiem do gry w piłkę nożną. W soboty i niedziele na łące tej pojawiał się również pan w bryczesach, kroczący dumnie z pięknie osiodłanym kucem. Z usług jego korzystali chłopcy przyjeżdżający z rodzicami na sobotnio-niedzielny wypoczynek do Skolimowa. Za­zdrościliśmy im bardzo, gdyż dla nas jazda kucem była tylko nieosiągalnym marzeniem.
Drugą furtką chodziliśmy parami do kościoła, na wycieczki w okoliczne lasy oraz do Królewskiej Góry. W lecie, w czasie kanikuły wędrowaliśmy do Jeziornej nad rzeczkę o tej samej nazwie. W którymś roku latem w wyniku ulewnych deszczów płytka zazwyczaj rzeczka wylała i stała się dla nas, maluchów, czymś w rodzaju Wisły. Wówczas pierwszy raz w życiu zacząłem się topić, ale dzięki temu - w sposób naturalny - opanowałem sztukę pływania.
Ogromną przyjemność i frajdę sprawiały nam spacery po okolicznych lasach, w których do woli hasaliśmy, (...)
W czasie penetracji okolicznych lasów spotykaliśmy często młodego jeźdźca na półkrwi kasztanie. Zwrócił naszą uwagę dodatkowo tym, że nie posiadał lewej ręki, a pusty rękaw marynarki miał schowany w kieszeni. Według relacji wychowawczyni, nr. Jezierski, młody i przystojny jeździec odbywał wówczas praktykę w pobliskim majątku ziemskim Obory, a rękę stracił w czasie wojny wl920r.
(...)
Jak wspomniałem, już w 1935 r., chyba na wiosnę, przenieśliśmy się z mocno zdezelowanej willi ?Greczynka" do ?Marysieńki" położonej przy drodze Warszawa - Konstancin - Skolimów. Mogliśmy z tego domu obserwować w każdym tygodniu charakter społeczny tych miejscowości obdarzonych tęż-niami i szczególnym mikroklimatem. W okresie kanikuły występowały niezmiennie dwa cykle, pokazujące nam nieznany, inny świat. W piątek od popołudnia do wieczora jechał do Skolimowa nieprzerwany potok najprzeróżniejszych pojazdów osobowych, taksówek, zmaltretowanych autokarów samorządowych i pięknych prywatnych z przeszklonymi dachami. Na cichych i spokojnych dotąd ulicach Skolimowa panował ożywiony gwar, w którym dominował język żydowski. Z tego ogromnego ruchu największe korzyści odnosili bracia, który nazywali się chyba Paulinkowie, dysponujący kilkoma autokarami i wiel­kim, świetnie zaopatrzonym sklepem kolonialnym. Oni również byli mecenasami lokalnego sportu, a jednocześnie czterech grało w miejscowej drużynie piłki nożnej (sic).
Od początku pobytu naszego w nowym domu, obserwowałem z zainteresowaniem i rosnącym zdumieniem jej właścicielkę, kobietę w wieku emerytalnym. Imponowała nam energią, witalnością i niespożytą pracowitością. Tu nie mogliśmy tak szaleć, jak w ?Greczynce". Reagowała natychmiast, jeśli nasze zachowanie mogło zagrozić całości lub trwałości jej domu. "
Racławski Kazimierz, "Uśmiech przez łzy : Dom Dziecka Stowarzyszenia Rodzina Policyjna w latach 1932-1946 Skolimów-Sochaczew-Szymanów", Paprotnia 2004
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
01 wrz 2016 - 08:59:16
Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego krótkie wspomnienie o nieistniejącym już drewnianym budynku szkoły podstawowej na Grapie.
Historię szkoły można przeczytać na stronie Zespołu Szkół nr im. Stefana Żeromskiego:
"Historia Zespołu Szkół nr 2 w Konstancinie - Jeziornie rozpoczęła się w końcu XIX wieku..
Inicjatorem powstania szkoły we wsi Jeziorna Oborska był hr. Potulicki.
Z folwarku Łyczyn należącego do dóbr oborskich został przeniesiony budynek starej karczmy i przebudowany na potrzeby szkoły. Plac, na którym posadowiono szkołę został podarowany również przez hr. Potulickiego.
W jednoklasowej szkole nauka odbywała się w języku rosyjskim.
Na początku lat dwudziestych XX wieku sala lekcyjna została podzielona na dwie izby i szkoła stała się dwuklasową.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nauka odbywała się w języku polskim"
W międzywojniu rozwijającej się szkole podarowano budynek tzw Murowanki (obecnie Pilsudskiego 28) a po II wojnie również budynek willi Biała (obecnie Mickiewicza 7).
Do nowego budynku przy ul Żeromskiego 15 szkoła przeprowadziła się w 1958 roku.

A tak wspominał budynki konstancińskiej szkoły nr 2 Tomasz Milewski:

"W 1954 roku, Szkoła Powszechna w Konstancinie mieściła się w trzech budynkach przy ul. Warszawskiej 28 (obecnie Piłsudskiego) oraz przy ul. Matejki w willi „Biała” i drewniaku (obecnie nie istniejącym) przy ul. Sobieskiego naprzeciwko Krzyża Misyjnego. W tym nieistniejącym „drewniaku” pobierałem pierwsze szkolne nauki, gdzie na przerwę najszybciej wychodziło się przez niskie okna na parterze. Porządku pilnował nauczyciel Pan Darek z odpowiednim „tłumaczem” w ręku. Do drugiej klasy szkoły powszechnej chodziłem już do willi „Białej”.
W pamięci utkwiło mi zdarzenie związane ze śmiercią Bolesława Bieruta. Zawsze kolorowy i barwny „Świerszczyk” dla dzieci, na znak żałoby na pierwszej stronie zamieścił czarno-biały portret Bolesława Bieruta przepasany kirem. Wszystkie napisy w czerni. W tym czasie dyrektorem szkoły powszechnej w Konstancinie był Pan Dyrektor Zieliński, ojciec znanej dziennikarki Krystyny Zielińskiej. Pan Dyrektor Zieliński, prowadził edukację dzieci Babci: mego taty Stanisława, stryjka Henryka i cioci Halinki, co zostało utrwalone na licznych fotografiach. Za moich lat szkolnych uczniowie i mieszkańcy Konstancina doczekali się nowego budynku szkoły przy ulicy Żeromskiego. W domowych zbiorach fotografii jest zdjęcie z wmurowania kamienia węgielnego pod budynek szkoły, z moją Babcią Franciszką na czele, która mimo cywilnego charakteru uroczystości, własnoręcznie poświęciła, wodą święconą, miejsce wmurowania kamienia węgielnego. Po dojściu do władzy Władysława Gomułki w okresie tzw. odwilży, już w nowym budynku szkoły razem z Babcią wieszaliśmy krzyże w klasach i odbyło się „ciche” poświęcenie szkoły przez księdza Żelazowskiego. Krzyże dostarczył ksiądz Żelazowski. Przez ponad rok nawet trwała nauka religii w klasach szkolnych. Prowadzili ją katecheci cywilni. Lekcje religii zatraciły swój urok i sens i stały się odwrotnością, do tych prowadzonych wcześniej w ciasnej zakrystii kościoła w Konstancinie, przez Siostrę Stanisławę. Religia powróciła do pomieszczeń kościelnych, w zakrystii i piwnicach plebani, a krzyże ze szkoły gdzieś znikły."









[www.facebook.com]
Re: szkoły, pensje, sanatoria...
02 wrz 2016 - 12:02:39
A ten drewniany budynek w Lewym górnym rogu nowego zdjęcia? Widać go od Piłsudskiego, jak się idzie. Podobny do szkoły ze zdjęcia. Mówię o tym: [www.flickr.com]



Wszystkie wypowiedzi na licencji CC-BY-ND.



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2016-09-02 12:05 przez Bartek.
Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

Kliknij żeby zalogować