Portal Konstancin.com Historia okolic Konstancina-Jeziorny Muzeum Konstancina Serwis zdjciowy Konstancin-Jeziorna Filmowe migawki z Konstancina-Jeziorny Forum Konstancina
Witaj! » Zaloguj » Utwórz nowy profil » Szukaj
Re: artykuły warte przeczytania
02 lis 2016 - 19:37:08
Do mania - dziękuję ! smiling smiley

zgodnie z życzeniem, następny tekst

[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]

w
Re: artykuły warte przeczytania
04 lis 2016 - 09:40:41
[www.facebook.com]

Dziś opowiem o pewnej górze którą starsze pokolenie doskonale pamięta, młodsi zaś nazwę jej znają tylko z nazewnictwa dzielnicy Konstancina.
Początkowo granica Konstancina kończyła się od południa na ulicy Piasta. Popyt na działki w okolicach Warszawy, a w szczególności w Konstancinie, spowodował że Potuliccy zdecydowali się na rozparcelowanie kolejnego fragmentu lasu. Nowa południowa dzielnica Konstancina - Królewska Góra , została rozparcelowana w drugiej połowie lat 20-tych XX wieku (zachował się plan parcelacyjny z 1926 roku a przy sporządzaniu projektu brał udział podobno sam Tadeusz Tołwiński). Co ciekawe, jak zauważył Tomasz Lachowski – na mapach wojskowych z początku lat 30-tych nowo wytyczonych ulic jednak jeszcze nie ma. Nowe ulice zostały dowiązane do ulic sąsiedniego Skolimowa i Konstancina, jednak jej siatka nie była tak regularna jak w pozostałych letniskach. Najmniejsze parcele były wielkości 1500 m2 a największe ponad 10 000 m2. Największą parcelę posiadał Juliusz Wertheim – składała się z 18 działek (każda o pow. 2325 m2). To na niej powstała zaprojektowana przez Czesława Przybylskiego legendarna willa Julisin bezprawnie wyburzona w 2008 roku.
Wróćmy jednak do sedna. Skąd się wzięła nazwa nowej dzielnicy? Wspomina o tym przewodnik po okolicach Warszawy wydany 1953 "Konstancin wraz z legendarną Królewską Górą wiążącą ją z postacią króla Jana III Sobieskiego wysuwa się na czoło letnisk podwarszawskich położonych w dolinie Jeziorny".
Natura zawsze była bliska Janowi III, który był miłośnikiem myślistwa, a przy swoich rezydencjach z upodobaniem zakładał wspaniałe ogrody. Nic też dziwnego, że na bazie ogromnej popularności króla w szerokich kręgach społeczeństwa przypisywano mu udział w zasadzeniu lub chociażby krótki odpoczynek pod szczególnie okazałymi drzewami. Lokalne przekazy, często potwierdzone przez fakty historyczne, przypisują Jana III Sobieskiego do miejsc, gdzie lubił odpoczywać. Na terenie Żółkwi takim miejscem jest góra „Haraj”, a w Janowie - Królewska Góra lub Królewski Nos nad Stawem Janowskim. Również Konstancin posiadał taką górę. Była to olbrzymia wydma, jedna z największych w okolicy, położona przy dzisiejszej ulicy Uzdrowiskowej. Została w części zniwelowana pod koniec lat 60-tych gdy wybudowano na niej szpital kardiologiczny MSWiA. Owa Królewska Góra do dziś pozostaje we wspomnieniach starszych mieszkańców jako popularne miejsce zabaw. To z niej zimą zjeżdżano na sankach oraz na nartach – dziś podobną funkcję spełnia górka saneczkowa na Grapie (czyli skarpa wiślana).
Przez wiele lat Królewską Górę upamiętniała nazwa ulicy biegnącej u jej podnóża – ulica Królewska. Dopiero po wybudowaniu szpitala zmieniono jej nazwę na ulicę Uzdrowiskową, jednak na jednym z domów zachowała się jeszcze stara tabliczka z nazwą ulicy Królewskiej.
W zeszłym roku szpital został zburzony. Podobno planowany jest nowy gmach, jednak na razie działka stoi pusta. Skoro w chwili obecnej nie mieszczą się tu instytucje lecznicze, może warto byłoby wrócić do pierwotnej nazwy ulicy, która nie wzięła się tu z przypadku… Dziś mamy jedynie nazwę dzielnicy, której legendarnego pochodzenia wielu mieszkańców nie zna…
Re: artykuły warte przeczytania
17 gru 2016 - 22:34:45
Re: artykuły warte przeczytania
22 gru 2016 - 08:05:19
[warszawa.wyborcza.pl]

Zburzona osiem lat temu willa Julisin w Konstancinie zostanie odbudowana. Zgodę wydała Barbara Jezierska, wojewódzki konserwator zabytków. Będzie to pierwszy w okolicy Warszawy przypadek odtworzenia cennego obiektu bezprawnie rozebranego
- Budynek z zewnątrz będzie wierną kopią rozebranego obiektu. Uzyska tę samą bryłę, gabaryty, materiały na elewacjach, kształt i pokrycie dachu. Tylko w środku będzie coś innego - mówi Barbara Jezierska.

Dla miłośników architektury i obrońców zabytków zburzenie Julisina było trudnym do wyobrażenia barbarzyństwem. Otoczona rozległym ogrodem luksusowa modernistyczna willa przy ul. Żółkiewskiego należała do najcenniejszych rezydencji Konstancina-Jeziorny. Powstała w latach 30. XX w. dla Gustawa Wertheima, pierwszego dyrektora warszawskich tramwajów elektrycznych. Zaprojektował ją znakomity architekt Czesław Przybylski, którego dziełem jest też m.in. "Dom bez kantów" przy Krakowskim Przedmieściu. Przed wojną w willi Wertheima odbywały się bale i koncerty dla elit towarzyskich stolicy. W czasie okupacji rezydencję zajął niemiecki gubernator Warszawy Ludwig Fischer, po wojnie wprowadził się tu Bolesław Bierut. Potem Julisin pełnił funkcję domu dziecka i szpitala uzdrowiskowego. W 2004 r. willę kupiła firma Konstancin Real Estate Management - jedna ze spółek Jana Wejcherta, współzałożyciela telewizji TVN. Miała pozwolenie na modernizację Julisina i dobudowę do niego krytego basenu. Zamiast to zrobić, w 2008 r. otoczyła budynek kurtyną z zielonego brezentu, by nic z zewnątrz nie było widać, po czym całkowicie zburzyła willę, łącznie z fundamentami. Nie miała na to zgody ani konserwatora, ani nadzoru budowlanego. Tajemnica wyszła na jaw, gdy okoliczni mieszkańcy zobaczyli wyjeżdżające zza zasłony wywrotki z gruzem. Prezes spółki Witold Sadowski twierdził, że dom trzeba było zburzyć, bo był kompletną ruiną i groził zawaleniem, ale na zdjęciach zrobionych dwa lata wcześniej na zlecenie konserwatora widać budynek w dobrym stanie. Inwestor chciał zalegalizować dokonaną rozbiórkę. Argumentował, że willa nie była w rejestrze zabytków, nie musiał więc prosić o zgodę konserwatora. Figuruje w nim jednak układ urbanistyczny Konstancina, którego ważnym elementem był Julisin. Wojewódzki konserwator nie tylko nie zgodził się na legalizację samowoli, ale w 2010 r. nakazał spółce odbudowę willi. Inwestor odwoływał się do Ministerstwa Kultury, potem do wojewódzkiego i naczelnego sądu administracyjnego. Przegrał we wszystkich instancjach.

- Julisin był objęty ochroną konserwatorską i mają tu zastosowanie przepisy o ochronie zabytków - oznajmił sędzia Leszek Kamiński, oddalając w NSA skargę inwestora.

W międzyczasie spółka Konstancin Real Estate Management sprzedała tę nieruchomość. Nowy właściciel nabył działkę obciążoną konserwatorskim nakazem odbudowy. Ma gotowy projekt odtworzenia domu.

- Nasza determinacja spowodowała, że udało się sprawę doprowadzić do końca i wydać pozwolenie na odbudowę willi - zaznacza Barbara Jezierska. Jej zgoda obejmuje też remont zachowanej oryginalnej stróżówki. Obok willi ma powstać basen.
Re: artykuły warte przeczytania
07 lut 2017 - 08:52:55
do pionek AGORY

Przepraszam, że dopiero teraz przeczytałem Twój post.
Piękne uzupełnienie mojego ostatniego wpisu.
I należy się cieszyć z takich decyzji. Determinacja, determinacja... W tego typu przypadkach jest niezbędna.
Zobaczymy jakie będą wyniki tej decyzji...
Re: artykuły warte przeczytania
07 lut 2017 - 08:59:33
Zapewne nic oryginalnego, szczególnie dla znawców tematu, którzy pojawiają się na tym forum
Ale może kogoś choć trochę zainteresuje...


[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]

[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]

[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]

[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]
Re: artykuły warte przeczytania
13 lut 2017 - 12:20:31
ciekawostka z prasy podesłana przez Tomasza Lachowskiego

Zabójstwo podczas sprzeczki w restauracji na Królewskiej Górze (1937 r)

Re: artykuły warte przeczytania
11 kwi 2017 - 10:21:57
Jakiś czas temu opisywałem historię Królewskiej Góry (skąd się wywodzi nazwa, gdzie znajdowała się ta historyczna wydma itp )
Ostatnio trafiłem na opis tego miejsca pochodzący z 1934 roku. A brzmi on tak:
"W oborskich lasach jest pagórek niewielki, brzeziną wyłącznie, wśród borów porosły. Potomność pilnie tego miejsca strzeże i drzewiną go inną dla wyróżnienia obsadza bo tu król Jan pieniem rogów myśliwskich ciesząc słuch - spoczynku zażywał. Aby rzecz ta niczyjej nie uszła uwagi, pagórek zwą "królewską górką". Dziś bór uległ przetrzebieniu i parcelacji, a wokół królewskiej górki powstaje letnisko Królewska Góra..."
Re: artykuły warte przeczytania
08 cze 2017 - 09:58:39
Re: artykuły warte przeczytania
13 cze 2017 - 11:38:59


stodoła w Skolimowie ("Wieś i miasteczko" 1916 r)

Niech to zdjęcie będzie ilustracją do poniższego ostatnio odnalezionego przeze mnie artykułu z 1934 roku przedstawiającego tutejsze okoliczne wsie:

„… wśród tych lasów i łęgów nadwiślańskich, nierzadko wydmami idealnie parabolicznego kształtu upstrzonych (koło Czarnowa), wśród jałowych, piaszczystych połaci, porosłych janowcem, rozchodnikiem, macierzanką wonną i wiecznie zielonym jałowcem, co „korzeń ma długi, jak ludzka bieda”, siedzą cicho przyczajone, bynajmniej nie spokojne wsie mazowieckie, nieraz bardzo stare o ludności z kości i krwi polskiej, albo mieszanej niemieckiej. Szczególnie się to w oczy rzuca że okolice Warszawy gęsto są osiadłe przez kolonistów niemieckich, zwłaszcza na Powiślu. Osiedleńcy, obcy przybysze, szybko się przecie zaaklimatyzowali na lechickich włościach i nawet są dość pożyteczni, o ile trafili w gęstsze skupienie ludności miejscowej, bowiem przyniósłszy z sobą zachodnią, wyższą kulturę materjalną, podnieśli, przyznać im to trzeba, ogólny poziom gospodarczy i sami się dość szybko, bo już w trzecim, czwartym pokoleniu zasymilowali. Tak było np. w Wierzbnie i Solcu (Szulcu). Ale są okolice, gdzie „Śwabska” zwartą siedzą gromadą. Ci nie polszczeją, gospodarstwa świetnie prowadzą, korespondują z krajem macierzystym, abonują pisma niemieckie, mają wzorowo prowadzone szkoły ludowe, niemieckie i wiecznie polskim chłopkom od Wasserpolaków wymyślają.
Z osad rdzennie niemieckich na czoło się wysuwają w okolicach Piaseczna, gdzie mają „kirchę”: Betticherów, Nowo-Iwiczna, w żywym kontraście pozostająca do polskiej Starej-Iwiczny, Juljanów i pod Górą Kalwarją – kolonja Kąty. A w rdzennie polskich wsiach i osadach odwiecznych, jak w Czersku, Moczydłowie, Pilawie, Zabieńcu, Jastrzębiu, Czarnowie, Szymanowie, Kawenczynie, Łęgu, Bielawie, Słomczynie, czy innych Kopytach podawnemu kmieć w znoju i krwawym pocie za pługiem zgarbiony, klnąc cicho, chodzi, jak dawniej, „przy świętej niedzieli po krześcijańsku” pije, a podochocony przy lada okazji za kłonicę chwyta, zbywając się tą drogą nadmiaru sił żywotnych, po dawnemu się z Żydem pachciarzem-faktorem wykłóca, targuje – i podawnemu szczerze, jak prawy potomek słowiańskiego szczepu, pozostał gościnny i hojny. W pobliżu miasta jeno zeszpecił swą mowę i obyczaje, że już nie poznasz czy to stróż warszawski, czy kmieć, „pan na trzech morgach”. Na tym już miasto wyryło swe piętno, już nie będzie przed tobą szczery i wylany, już cię nie przyjmie z otwartemi ramionami, a za najmniejszą drobnostkę każe sobie płacić, „bo tera cienżkie som caszy psze pana”. Popatrzysz takiemu w chytre, załzawione a „paskudne” ślepia, zastanowisz się chwilę, „czy to pies czy wydra” i pójdziesz dalej szukać polskiego chłopa. Jak dalece miasto wywiera swój wpływ na kształtowanie się języka – niechaj posłuży taki przykład: Nazwę Piaseczno wymawiają na dalekich, zapadłych wsiach Piosecno, Piasiecno lub zgoła Pisiecno, bliżej Warszawy, na wsiach takich, skąd gospodynie wyjeżdżają nawet do stolicy od czasu do czasu, mówią już Piaszecno, a na letniskach służące i stróże, rekrutujący się ze wsi okolicznych, mówią Piaszeczno, z czasem co bliższem jest pierwowzoru, Pioseczno…”


[www.facebook.com]
Re: artykuły warte przeczytania
17 cze 2017 - 16:14:06
z "Muchy" (lata 20-te XX wieku)

Tren letniczki w Skolimowie pod Warszawą

O wy, co w pokaźnej górze
Tkwicie u kmieci na furze,
Napełniacie całe worki,
Kartofelki, kalafiorki,
Wy fasole, rzodkwie, rzepy,
Wy cebule, kalarepy,
Rabarbary i szpinaki,
Czosnku, tworze ladajaki,
Ty kapusto, ty sałato,
Czemu to, gdy przyjdzie lato,
Choć was ziemia rodzi w lecie
Tak piekielnie drożejecie?
Toć człek o średniej kieszeni,
Co się tu letnikiem mieni,
Nieraz się was nie dokupi,
Tak go kmiotek dziarsko złupi,
Co w Warszawie, bardzo proszę,
Dostanie za cztery grosze,
To tu, w Skolimowskiej dziurze,
Niczem złoto tkwi na furze
I choć tego jest jak sieczki,
Płać kmiotkowi złotóweczki,
Jednak twierdzą wkrąg letniki,
Że podobno są cenniki,
Co wśród kmiecich fur areny
Regulować mają ceny.
Czy są? Nie wiem. Niema. Szkoda.
Może śpi pan Wojewoda?
A może rzecz taka prosta,
Że śpi również pan Starosta?
I nie wiedzą dwaj panowie,
Co się dzieje w Skolimowie.
Więc się „Mucha” dzisiaj trudzi
Więc ich „Mucha” obu budzi,
I z tą prośbą do nich leci:
- weźcieże się za tych kmieci,
Weźcieże się za te fury,
Co zdzierają siódme skóry.
Weźcieże się, prosi pięknie,
Bowiem letnik w lot ucieknie
W inne gminy i powiaty
Gdzie za marchew i sałaty
Bober, szpitank, kartofelki
Oraz owoc ziemi wszelki
Płacić mu nie każą franty,
Jak za perły lub brylanty.





Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2017-06-17 16:14 przez pionek AGORY.
Re: artykuły warte przeczytania
28 cze 2017 - 14:39:29
Zapraszam do zapoznania się z krótką informacją o zapomnianym mieszkańcu Skolimowa,
Konradzie Meklenburgu

[miniaturyhistoryczne.blogspot.com]



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2017-06-28 14:40 przez sadyk.
Re: artykuły warte przeczytania
17 lis 2017 - 10:20:00
W najnowszym numerze Biuletynu Informacyjnego AK na 28 stronie przeczytacie ciekawy artykuł Witolda Rawskiego dotyczący Rejonu V "Gątyń" Obwodu VII "Obroża", czyli o jednostkach Armii Krajowej działających w czasie II Wojny Światowej na terenie naszej gminy.

[biuletyn-ak.pl]
Re: artykuły warte przeczytania
12 lut 2018 - 09:51:26
Mieliśmy ostatnio kilka większych remontów dróg (m.in. remont ulicy Mirkowskiej). A jak dawniej bywało ze stanem dróg w naszej gminie? Ciekawy artykuł z 1939 r przesłał Tomek Lachowski:
„Zaniedbanie Chylic. Już kilkakrotnie pisaliśmy o bezdrożach w Chylicach-letnisku, gmina Skolimów-Konstancin. Ostatecznie zaopatrzono część ulicy Długiej w twardą nawierzchnię lecz w dzielnicy południowej, gęsto zamieszkanej nic nie zrobiono na lepsze. Wszystkie poprzeczne ulice w kierunku południowym nie nadają się zupełnie do przeznaczonego celu, gdyż są po części nie zniwelowane, tworzą głębokie piaski i dlatego odcięci jesteśmy prawie od świata dalszego. Nawet straż ogniowa w razie nieszczęścia, nie może przybyć na miejsce pożaru, co już się zdarzyło. Zaniedbanie pod względem komunikacyjnym i kulturalnym letniska Chylice jest w stosunku do Skolimowa, Konstancina bardzo rażące i dla samej gminy szkodliwe, gdyż Chylice odznaczają się wśród naszych okolic podwarszawskich wyjątkową malowniczością i rozbudowałyby się znakomicie w lepszych warunkach. Tymczasem place już dawno kupione nie mogą być zabudowane, gdyż nawet dowóz materiałów budowlanych jest niemożliwy, a place służą do kołowej komunikacji, niszcząc je oczywiście. Nawet piesza komunikacja jest bardzo utrudniona a dla ludzi starszych, chorowitych niemożliwa z powodu braku najprymitywniejszych chodników. Chylice znajdują się pośród sosnowych lasów, licznych piaszczystych wzgórz, zarosłe zagajnikami iglastymi, grunt wszędzie piaszczysty, przepuszczalny, że nawet po przejściu wielkiej ulewy nie ma śladu wilgoci, co czyni Chylice nadzwyczaj zdrowym, suchym letniskiem. Właściciele nieruchomości przy ulicy Leśnej wyrazili nawet gotowość, prócz płaconych podatków złożyć pewną sumę jako zapomogę na ulepszenie tej ulicy, lecz i ta propozycja została odrzucona. Nawet na wykonanie kawałka chodnika przy ul. Leśnej nie możemy się doczekać. Wszelkie podania i prośby skierowywane od wielu lat do zarządu gminy i powiatu wydziału drogowego nie odnoszą żadnego skutku. W naszej gminie nie brak bezrobotnych, więc możnaby zamiast bezpłatnych zapomóg nie jedną inwestycję wykonać. A możeby Fundusz pracy także dopomógł?”

Autor artykułu dziś byłby chyba usatysfakcjonowany – stan chylickich ulic jest jednym z lepszych w gminie.
Re: artykuły warte przeczytania
04 kwi 2018 - 12:16:02
Tyle się dziś słyszy o kradzieżach „na wnuczka”, „na policjanta”… ale dawniej to były sposoby! W 1926 roku w Mirkowie okradziono inżyniera papierni metodą „na hrabiankę”! Poniżej artykuł z Expressu Kujawskiego z 1926roku:
„Fałszywa hrabianka Komorowska okradła doszczętnie inżyniera papierni w Jeziornie
Inżyniera papierni Mirków w Jeziornie, p. Ludwika Bukowskiego spotkała wyjątkowa przykrość. Przed pół rokiem zjawiła się na terytorium papierni młoda, przystojna blondynka. Zapytana przez portiera o cel wizyty, odrzekła, że pragnie pomówić z inż.Bukowskim. Życzeniu nieznajomej stało się zadość. Podczas rozmowy wybuchła spazmatycznym płaczem.
–Jestem hrabianka Stanisława Komorowska – zawołała, hamując łkanie – uciekłam od rodziców! Mówiono mi, że pan ma dobre serce…
Inżynier pocieszył strapioną arystokratkę, obiecał wpłynąć na surowych rodziców, a prócz tego zaproponował, by zechciała zamieszkać pod jego dachem, póki sprawa nie przyjmie pożądanego obrotu. Blondynka z radością skorzystała z zaproszenia. Nazajutrz, gdy p.Bukowski udał się do fabryki, okradła mieszkanie i uciekła, zabierając biżuterię, gotówkę, garderobę, bieliznę – o wartości 6 tysięcy złotych. Poszkodowanego poinformowano w urzędzie śledczym, że Komorowska jest znaną oszustką. Rolę pokrzywdzonej przez rodziców hrabianki odgrywa od kilku lat. Zdążyła objechać niemal wszystkie miasta Rzeczypospolitej i okradłam mnóstwo szanowanych domów mieszczańskich – zawsze według utartego szablonu. Komorowska pochodzi z Łodzi. Jest córką robotnika fabryki Geyera, liczy trzydzieści wiosen, ale podaje się za podlotka. Bystra, inteligentna, zdobyła książek duży zasób wiadomości, które pozwalają jej odgrywać rolę światowej panny. Okradzony inż. Bukowski wyznaczył 200 zł nagrody za wskazanie adresu bezczelnej oszustki, która pozatem jest poszukiwana przez sądy: krakowski, łódzki, radomski i kielecki.”


[www.facebook.com]
Re: artykuły warte przeczytania
14 maj 2018 - 15:00:11
Od kilku lat bardzo popularne są spływy kajakowe rzeką Jeziorką. Widać to szczególnie w weekendy. To dla kajaków powstał pomost na tzw stawie św Jana przy starej papierni.. Kolejny pomost przewidziany jest przy Hugonówce.

Kajaki na Jeziorce to pomysł jednak znacznie starszy. Przez najbliższe dni będę przytaczał fragmenty artykułu J.Łukiewicza z 1935 roku.

"Ucywilizujmy Jeziorkę. cz.1
Narzekamy, i poniekąd słusznie, na ubóstwo terenów wodnych zarówno w znaczeniu turystycznym jak i regatowem w najbliższym promieniu Warszawy. Zachwycamy się bogactwem wód Wileńszczyzny, Suwalszczyzny, a nawet płaskiego, monotonnego Polesia i zazdrościmy tamtym krainom, że ich obfite jeziora i rzeki nie leżą bliżej Warszawy.
A może nie wszyscy kajakowcy wiedzą, że w bardzo bliskim sąsiedztwie Warszawy płynie sobie rzeczka, która posiada odcinki mogące pod względem piękna, konkurować nawet z niektórymi rzeczkami Wileńszczyzny. Jest to oczywiście, Jeziorka, zwana także niekiedy Jeziorną. Rzeczka ta bierze początek w lasach osuchowskich w pobliżu wsi Wygnanki na granicy powiatów grójeckiego i błońskiego. Płynie ku północo-wschodowi koło Gołkowa, Zalesia, Żabieńca, Piaseczna, Chylic, Skolimowa, Konstancina i Jeziorny, a więc okolicami nader ciekawemi i znanemi, jako pierwszorzędne letniska podwarszawskie.
Jeziorka niegdyś, przed usypaniem wału moczydłowskiego, wpadała do Wisły poniżej wsi Obory, ubiegłszy ogółem 66 km. Obecnie ujście to nie istnieje; pozostał po niem zaledwie ślad, odgrodzony od Wisły wspomnianym wałem. Wody Jeziorki, zbliżywszy się do Wisły na odległość kilkunastu metrów, zostały skierowane w łożysko Wilanówki, będącej zapewne dawną łachą wiślaną, a może sztucznym przekopem - trudno narazie dociec. Wody Jeziorki spływają więc łożyskiem Wilanówki równolegle do Wisły na przestrzeni 11-tu km, poczem poniżej wsi Augustówki na 505 kolometrzewpływają do Wisły. Ujście to jest także znane jako "łacha wilanowska".
Jeziorka jest rzeczką uroczą. Jej wdzięk występuje zwłaszcza w okolicach Skolimowa, kiedy ociera się o Konstanciński las. Zresztą bieg ma urozmaicony; krajobraz często się zmienia i nie nuży turysty. Bardzo łagodny jest górny odcinek Jeziorki, powyżej Gołkowa, w okolicach Złotokłosa, lecz do jazdy kajakiem możliwy zapewne tylko przy wyższych stanach wody. Dystans do Zalesia, względnie Piaseczna, (już obfitszy w wodę) do Warszawy można lekko przebyć w ciągu jednego dnia. Przyczem najlepiej przerzucić się na Wisłę lądem, w miejscu dawnego ujścia Jeziorki, gdyż Wisłą do Warszawy można spłynąć daleko szybciej, niż Wilanówką, a widok wielkiej rzeki po zacisznych krajobrazach Jeziorki, przynosi nowe odmienne wrażenia. Komunikacja z Warszawy nad Jeziorkę jest b.dogodna: kolejką grójecką. Bilet do Zalesia (45 minut jazdy) kosztuje 90 groszy (...)"


c.d.n.

na pocztówce z moich zbiorów rzeka Jeziorka - widok na wysokości Skolimowa przy willi Zachertówka, ok 1912 r

Re: artykuły warte przeczytania
15 maj 2018 - 09:34:49
„Ucywilizujmy Jeziorkę. Cz. 2 – fragment artykułu z 1935 r
Wycieczka na Jeziorkę jest więc wycieczką jednodniową, niedzielną, a jakże odmienną od wycieczek do Osiedla W.T.W. lub Zawad i spowrotem! Jest przytem wycieczką dość łatwą, nie wymagającą dużego wysiłku, i przyjemną. Jedyną słabą stroną Jeziorki, jak zresztą wszystkich naszych rzek, jest zupełne nieprzystosowanie jej do celów turystycznych. Rzeczka piękna, lecz ludzie mieszkający nad jej brzegami uczynili zdaje się wszystko (i to w dzisiejszych czasach tak wybitnie wzmożonej propagandy turystycznej) aby tędy obrzydzić jazdę turystom. Nie mówiąc już o zastawach, spiętrzających wodę, młynach, kamieniach i kołkach, poprzegradzali tu i ówdzie Jeziorkę drutem kolczastym przez całą szerokość. Mało tego! Drut wysmarowali dokładnie jakąś obrzydliwą czarną mazią która przywarłszy do rąk, trzyma się potem skóry przez szereg dni.
Takie druty kolczaste - to istne sidła na kajakowców! Jesteśmy właśnie pod wrażeniem przykrego wypadku, jaki miał miejsce na Jeziorce, w pobliżu kościoła w Jazgarzewie w dniu 3 maja. Z góry Jeziorki, z pod Złotokłosu spływała para znanych w Warszawie kajakowców. Wezbrane po majowej śnieżycy wody Jeziorki niosły bystro niby górski potok. To też, kiedy na zakręcie w odległości 20-tu metrów ukazała się siatka z drutu kolczastego, przeciągnięta przez całą szerokość koryta, pomimo wszelkich wysiłków nie udało się powstrzymać rozpędzonego składaka. Wpadł on z całym impetem na druty, oczywiście natychmiast się wywrócił, wysypując parę kajakowców: pan wpadł do zimnej wody., pani zawisła na drutach, kalecząc się dotkliwie. Niewiele brakowało aby katastrofa skończyła się zgoła tragicznie. A przecież nie byli to nowicjusze, lecz prawdziwe „wygi” – kajakowe; doświadczeni w niezliczonych wycieczkach, wzdłuż wielu małych rzeczek, jak rzadko kto z pośród kajakowców.
Takie przygody nie są bynajmniej pożądane. Takim przygodom należy zapobiegać. Ale jak? I tu nasuwa się apel, jakim został zatytułowany ten artykulik. Ucywilizujmy Jeziorkę! Uczyńmy jej szlak turystycznie wzorowym, przystosujmy go do potrzeb wzmagającego się z każdym rokiem ruchu kajakowego. Niech podwarszawska Jeziorka stanie się pierwszą w Polsce, kulturalną pod względem turystycznym rzeczką. Usuńmy precz zdradzieckie druty kolczaste z jej łożyska!
Władze państwowe, komunalne i powiatowe mają teraz tyle zrozumienia i życzliwości dla potrzeb turystycznych, że „kajakowa” cywilizacja Jeziorki nie powinna nastręczać zbyt dużych przeszkód. Przecież leży to i w interesie nadbrzeżnej ludności i kolejki dojazdowej. Turyści mogą się bowiem przyczynić do znacznego ożywienia ruchu na tej kolejce, zwłaszcza w dni świąteczne, na trasie: Warszawa – Piaseczno – Zalesie – Gołków. Ludność z nad Jeziorki może na kajakowcach tylko zarobić, sprzedając im mleko i inne artykuły wiejskie. Jesteśmy jak się zdaje, już wszyscy świadomi tego, że turysta we wszelkich odmianach, przyczynia się do ożywienia życia gospodarczego. Przed Jeziorką płynącą tak blisko Warszawy, otwiera się więc piękna przyszłość turystyczna. Trzeba tylko jazdę po niej ułatwić kajakowcom, trzeba im Jeziorkę uprzystępnić na co dzień. Kto ma się tem zająć? Inicjatywa powinna wyjść właśnie z Polskiego Związku Kajakowego. Może Związek zwróci się z memoriałem do kompetentnych władz. Jeziorka leży w obrębie starostwa grójeckiego, ale lepiej żeby odpowiednie zarządzenia wyszły z wyższej instancji.
Chodzi przecież o rzeczy niewielkie: o uwolnienie Jeziorki ze zdradzieckich drutów kolczastych, o wydanie zakazu odrutowywania jej w przyszłości. A dalej: o urządzenie małych pomostów w kilku miejscach, gdzie kajaki trzeba przenosić, a więc przy wyciąganiu z wody i spuszczaniu na wodzie, co nie zawsze sprawia przyjemność, lub w błocie, co nigdy przyjemne nie jest, a nawet i bezpieczne, jeżeli się zważy ż można natrafić na szkła ze stłuczonych butelek, lub na inne przedmioty mogące skaleczyć nogę. (…)”

c.d.n.
Na zdjęciu z moich zbiorów rzeka Jeziorka na wysokości Skolimowa, 1926 rok



[www.facebook.com]
Re: artykuły warte przeczytania
16 maj 2018 - 09:21:53
„Ucywilizujmy Jeziorkę cz.3 (1935 r)
Takie pomosty, choćby z jednej szerszej deski ułatwiłyby ogromnie wyjmowanie kajaka z wody i zapobiegły przykrym wypadkom. Należałoby też pomyśleć o dalszych ulepszeniach, a mianowicie o jakimś walcu, po którym możnaby kajaki przetaczać, zamiast je dźwigać, co oczywiście też do przyjemności nie należy.
Znany miłośnik sportu kajakowego p.Zygmunt Jędrzejowski opracował projekt urządzenia takiego walca. Projekt podobno odznacza się dużą prostotą, a zastosowanie go ma być łatwe i tanie. Może się nim zainteresują odnośne czynniki kajakowe?
Nie licząc zastawy w Zalesiu (gdyż jazdę można rozpoczynać poniżej tej zastawy) mamy na Jeziorce do Obór trzy przeszkody, wymagające przenoszenia, a mianowicie: młyn pod Chyliczkami, szosa pod Konstancinem i zastawa przy Jeziornie Bankowej, odprowadzająca część wody do mirkowskiej fabryki papieru. Ogółem więc potrzeba byłoby sześć pomostków. Ponadto należałoby usunąć z łożyska resztki zastawy po dawnym młynie skolimowskim. Resztka ta zagradza obecnie całą szerokość rzeczki, zmuszając i w tem miejscu do przenoszenia kajaka.
I jeszcze jedno, dość ważne: oto ze względu na turystyczne walory Jeziorki, należałoby skłonić właścicieli stawidła w Zalesiu, młyna w Chyliczkach i zastawy w Jeziornie, by w dnie świąteczne nie podnosili stawideł wyżej, niż zwykle i nie zatrzymywali wody. Bywa bowiem tak, że przed stawidłami wody za wiele, a poniżej stawideł nie sposób przepłynąć.
Jeziorkę plugawi poprostu niemożliwie odpływ z mirkowskiej fabryki papieru, ale na to na razie nie będzie rady. Na szczęście te nieczystości fabryczne, które wyciskają swe piętno na brzegach w sposób aż nadto widoczny, wpływają do Jeziorki niezbyt daleko od miejsca, z którego można się przerzucać na Wisłę. Właśnie ze względu na ów odpływ, dalsza jazda Wilanówką nie jest wskazana.
Poruszyłem sprawę Jeziorki, jako jeden z kajakowców warszawskich, choć sądzę, że nie będzie ona obojętna i dla kajakowców z innych, nawet odległych miast. Ucywilizowana Jeziorka może być dla wszystkich dużym magnesem i atrakcją.
Przystosujmy na razie choć jedną rzeczkę do turystycznych potrzeb polskiego kajakarstwa. Niech to będzie na początek podwarszawska Jeziorka. A po niej może przyjdzie kolej na malowniczą Wisłę.
J.Łukiewicz”

Na zdjęciu z moich zbiorów rzeka Jeziorka na granicy Skolimowa i Konstancina (wzdłuż obecnego bulwaru ulicy Mostoweju) - widok w stronę parku, lata 20-30 XX wieku



[www.facebook.com]
Re: artykuły warte przeczytania
03 cze 2018 - 16:45:11
Niedługo czekają nas rewolucyjne zmiany jeśli idzie o komunikację miejską łączącą naszą gminę z Warszawą. Główną zmianą będzie skierowanie większości linii na pętlę
Metro Kabaty. O historii dzisiejszej linii 710 pisał na swoim bloku Historia okolic Konstancina Paweł Komosa.
Ja dziś przypomnę inną rewolucję sprzed 81 lat, która wówczas spędzała sen z powiek mieszkańców Skolimowa i Konstancina, a która to dziś wydaje się nam oczywista, jakby istniała "od zawsze".
Otóż pierwotnie autobusy jeździły z Konstancina do Skolimowa aleją Sienkiewicza, wzdłuż ogrodzenia parku zdrojowego. Gdy planowano zmienić trasę w kierunku Królewskiej Góry (aleja Piłsudskiego-dzis ulica Piłsudskiego/ i aleja Prekera - dziś ulica Prusa), wywołało to liczne głosy oburzenia. Przypominam artykuł z 31 maja 1937 r:

"Autobus Warszawa-Konstancin-Skolimów.
Nie udaje się jakoś uregulować ruchu na linii autobusowej z Warszawy do Konstancina i Skolimowa, by publiczność była zadowolona. Do żalów, z powodu ciasnoty w wozach i zbyt małej ich liczby w dni zwiększonego ruchu przybywają teraz nowe obawy, mianowicie powstał projekt zmiany trasy autobusowej na terenie Konstancina i Skolimowa. Otrzymaliśmy z tego powodu list zbiorowy z licznymi podpisami w którym z żalem i nie bez słuszności podkreślano, iż projekt taki mógł powstać chyba tylko "aby było gorzej".
List zaś do redakcji od właścicieli willi i mieszkańców Konstancina poruszający rzeczową stronę sprawy brzmi tak:
Trasa autobusowa łącząca Konstancin i Skolimów z Warszawą przechodzi przez Konstancin w najdogodniejszym dla mieszkańców miejscu wzdłuż oddzielającego ją od domów mieszkalnych zadrzewionego pasa kolejowego. Trasa obsługując dzielnicę silnie zaludnionych miejsc, pensjonatów, restauracyj, willi, blisko położonych, zamieszkałych, przechodzi nie za blisko i ruch samochodowy i wynikający z niego kurz, hałas i zapachy spalinowe nie dają się odczuć mieszkańcom. Te właśnie okoliczności mieli na względzie założyciele Konstancina, przeprowadzając komunikację dzisiejszą trasą. Jezdnia przy tym jest najlepiej na tej linii dla ruchu autobusowego urządzona. Dla niewyjaśnionych bliżej powodów trasa ta ma być zmieniona i skierowana drogą koło kościoła i Aleją Prekera, które w żaden sposób nie nadają się dla ruchu autobusowego. Za wąska dla wymijania, wyboista, brukowana kamieniem polnym, jezdnia ułożona jest na nieumocnionym nieprzykrytym po bokach piasku, który ją zasypuje i sprawia że każdy przejeżdżający autobus wznosi całe chmury kurzu, co razem w powstałym wskutek nierównej nawierzchni hałasem i zapachami gazów spalinowych, pozbawi jakiejkolwiek wartości mieszkalnej położone wzdłuż tej trasy wille, wybudowane zbyt blisko drogi, w nieprzewidywaniu skierowania nią kiedykolwiek ruchu autobusowego.
Mając na względzie nie dającą się powetować szkodę, jaką poniosą tak mieszkańcy willi położonych wzdłuż projektowanej trasy przez uniemożliwienie im mieszkania, jak i ci którzy przez zmianę zostaną pozbawieni komunikacji, należy uznać projekt zmiany trasy a wysoce szkodliwy. Wobec powyższego mamy zaszczyt prosić o pozostawienie dotychczasowej trasy która prowadzi naturalną dla Konstancina, odpowiednio przygotowaną dla ruchu autobusowego drogą.
Następują liczne podpisy."

Na zdjęciu aleja Sienkiewicza - prowadząca wzdłuż parku zdrojowego, którą wiodła stara trasa autobusowa (foto: Zofia Chomętowska, 1936 r - ze zbiorów Fundacji Archeologia Fotografii)

Re: artykuły warte przeczytania
09 cze 2018 - 20:04:36
Dziś i jutro obchodzimy Dni Konstancina. Z tej okazji dziś i jutro przedstawię dwa zupełnie różne obrazy międzywojennego Konstancina-Skolimowa – dziś będzie to tekst z lewicowej gazety „Robotnik” (1928 r), jutro gazeta prawicowa z 1939 r. Do rozwagi, jak skrajne poglądy w jedną czy drugą stronę potrafią wykoślawiać rzeczywistość, i jak postrzegana była nasza gmina w zależności od „punktu widzenia”.
Lewicowy „Robotnik” 1928 r – udostępnił Jacek Staniszewski
”Wycieczki TUR-owe, które jeżdżą nad morze, zawadzają też rokrocznie o Sopoty. Nie poto, aby rozkoszować się plażą, czy podziwiać w niemem osłupieniu kasyno gry. Nie, cel tego „zawadzenia” jest zupełnie inny: Sopoty to niejako kwintesencja bytowania, upodobań i manier naszej burżuazji. Kwintesencja kapitalizmu. Socjalista może tam wiele zaobserwować w wiele się – nauczyć…
Pod Warszawą mamy też coś w tym rodzaju. Konstancie i częściowo Skolimów, to taki mały, letni światek wielkiej burżuazji, przytulisko opływających w forsę próżniaków. Nigdy nie przyjedzie tu na letnisko człowiek ciężkiej pracy; ale dobrze zrobi, jeśli tu kiedyś wpadnie, ot, na parę godzin. Popatrzeć. Konstancin. Bardzo miła, dzikiem winem porośnięta stacyjka, to centrum miejscowości. Na stacyjce kręci się mnóstwo panienek z adoratorami. Panienki przesadnie umalowane, sukienki spory kawał powyżej kolan, w buzi papieros, w prawej ręce laseczka, w lewej sznureczek, na sznureczku – piesek. Młodzieńcy w strojach tenisowych, ruchy teatralne, Szyk, wytworność, bezdenna nuda. Konstancin to najelegantsza miejscowość pod Warszawą. Wille tu istotnie ładne, dużo nowych. Każdy warszawski kapitalista który „zrobił” forsę uważa za dobry ton kupić albo zbudować willę w Konstancinie. Na ulicy poza kilkoma zabłąkanymi proletariuszami, którzy tu różnymi sposobami zarabiają na życie, i rojami krygujących się podlotków i zblazowanych złotych młodzieńców, spotyka się jeno nabrzmiałe od wyżery i szampana, różowe, zadowolone, dumne, a bezdennie głupie gęby paskarzy, już to świeżo upieczonych, już to starych przedwojennych, takich, co to panie z dziada pradziada… Na prawo od kolejki świetlne szyldziki anonsują kawiarnię „Elite”. Lokalik nieduży, sielski, ale że gra muzyczka i że według mylnych przypuszczeń osób naiwnych jest tu w niedzielę i święta znudzona Małą Ziemiańską Warszawka. W salce dancing, - kilkadziesiąt par przytulonych do siebie w braku większej przestrzeni drepce w miejscu w takt foxtrotta. Ciasno, ale wytwornie. Najwytworniejsze są ceny, bo o połowę wyższe niż w najdroższych lokalach warszawskich. Nie szkodzi – „na biednych nie trafiło”, jak powiada mój znajomy maszynista z samowarka wilanowskiego. Po drugiej stronie stacji przy głównej ulicy znajduje się park i Kasyno. Wytworność nieco sztukowana. Park mocno zapuszczony, w Pińczowie jeśli istnieje park miejski, na pewno utrzymany jest staranniej. Restauracja w domu ohydnym, niczym willa z Falenicy. No, niech ją tam… Konstancin i Skolimów stanowią od paru lat gminę letniskową. Nazewnątrz działalność tej gminy przejawia się – na razie- w tem że ustawiono na ulicach trochę ławek. Pozatem – letnisko utrzymane jest haniebnie. Pod tym względem odbija ono silnie od takiego np. Otwocka, który, acz zbudowany bez porównania brzydziej, góruje jednak nad Konstancinem i Skolimowem swemi inwestycjami. Najbardziej razi utrzymanie ulic. Głównie ulice Konstancina są tak rozjechane, że gwałtem dopraszają się remontu. Ulica koło Cafe Elite, po deszczu stanowi grząskie bagnisko, w czasie suszy gruby pokład czarnego kurzu. Autobusy, taksówki i prywatne „Chryslery” pędzą co chwila wzbijając tumany czarnego pyłu. W innych dzielnicach jest znacznie gorzej. W Skolimowie np. olbrzymiem, szeroko rozrzuconem letnisk, bodaj że tylko fragmenty dwóch głównych ulic są utrzymane kulturalnie. A reszta – to zwykłe stepowe piaszczyste szlaki, nietknięte żadnem narzędziem, zaopatrzone sowicie w góry i doły, urozmaicone zagradzającemi drogę korzeniami. Rozorana, błotnista, brudna i cuchnąca uliczka, prowadząca z centrum Skolimowa na stację kolejki, wygląda jakby ją wydarto z jakiejś ubogiej, zapadłej, przez wojnę zniszczonej mieściny kresowej. Rzecz charakterystyczna: Skolimów – Konstancie, to nie tylko letnisko: cała masa bogatych warszawian mieszka tu stale, albo przynajmniej przez większą część roku. Jest to jedna z najbogatszych gmin podwarszawskich, gmina najzamożniejszych ludzi stolicy. Fakt że tego rodzaju społeczność nie dba o porządne utrzymanie miejscowości, że pozwala jej trwać w stanie, jakieoby się powstydziła najmarniejsza dziura na Zachodzie, jest jeszcze jednym dowodem tezy, którą już nieraz na te miejscu podnosiłem: Nie brak środków, nie ubóstwo społeczeństwa jest przyczyną mizernego stanu i nieestetycznego wyglądu zewnętrznego naszych osiedli, ale ogólna atmosfera brzydoty i niechlujstwa, przeżerająca wszystkie warstwy od najuboższych do najbogatszych.
Autor: Wilk.”

(pocztówka ze zbiorów Tomasza Lachowskiego - Wirtualne Muzeum Konstancina)



[www.facebook.com]
Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

Kliknij żeby zalogować