Prawie legenda o konstancińskiej złotej(?) kaczce
A było to miesiąc temu, kacza mama wraz kilkoma malutkimi kaczątkami wybrała się na zwiedzanie Konstancina. Kaczuszki były tak malutkie, ze jedno z nich wpadło przez kratkę do studzienki odprowadzającej wodę z jezdni. Sąsiadka zauwazyła i słuchała czy maleństwo daje oznaki zycia. Była cisza. Kacza mama zaaferowana pozostałą gromadką nie zauważyła zguby. Przypomniała kilka dni temu i zaczęła przylatywać z nad rzeki i głosno kwakać. Nadal nie było słychać żadnych odgłosów. Dopiero dzisiaj - przechodząca pani zaczęła wołać, że w studzience cos piszczy. Zaalarmowana sąsiadka przypomniala sobie zdarzenie sprzed miesiąca i wezwała SM.
Strażnicy otworzyli kratkę
i zobaczyli pływającą w osadniku kaczkę
Zaraz podjęli akcję:
Ponieważ kaczuszka biegała w te i we wte rurami, wykorzystali chwilową nieobecnośc w osadniku i wpuscili na lince doniczkę
Potem wszyscy zgromadzeni czekali w napięciu czy kaczuszka zechce wrócić do swojego "jeziorka". Niestety widocznie sie przestraszyła i schowała się w rurze.
Udało się dopiero gdy z głosnym kwakaniem przyleciała mama,
panowie wydobyli doniczkę z maleństwem
które w ciągu miesiąca urosło i raczej by przez kratke nie wpadło.
Pewnie w osadniku były ślimaki, glony, choć ludzie mówili, że pewnie jej mama przynosiła cichaczem chlebek który rzucają z mostku.
Po wytarciu piórek z błota, kaczuszka została przekazana mamie
kaczę widać po prawej stronie
Panom Strażnikom dziękuję w imieniu przechodniów i sąsiadów zachwyconych sprawną akcją.
______________________________________________________
zdjęcia przysłała Hanka, reportaż na podstawie "zeznań świadków" sporządziła mania