rondo
P.Mixiorku, napisałem -zawieszone- a dokładnie zawieszone do czasu wyjaśnienia sprawy. Póki co istnieje domniemanie, że osoby te mogą stanowić potencjalne zagrożenie dla pacjentek oddziału.
Gdy Pan napisał "one nadal pracują?" zrobiłem skrót myślowy.
Przede wszystkim w naszym kraju i prawodawstwie obowiązuje stety/ niestety zasada domniemania niewinności. A w systemie zdrowotnym, lekarskim, ludzkim istnieje zasada - po pierwsze nie szkodzić.
Z porodem jest niestety, stety paradoksalnie tak, że o tym czy jesteśmy we właściwym i bezpiecznym miejscu dowiadujemy często się w sytuacji "kryzysowej". Gdy wszystko przebiega "gładko" można rodzić w domu tak jak ma to miejsce np: w Holandii. Poród w szpitalu jest tym kraju ekstra płatny, kobiety rodzą głównie w domu. Chyba, że ciąża jest zagrożona.
Jeżeli chodzi o odziały położnicze w Warszawie i naszej okolicy.
Gdy mnie to żywotnie interesowało miałem informacje z dwóch źródeł. Po pierwsze dziewczyny, które rodziły. Do tego zwykle opieram się na czyjejś opinii jeżeli znam osobę na tyle, że wiem, że raczej nie ubarwi swojego zdania w żadną stronę. Jedni lubią jak się im nadskakuje, inni nie lubię natręctwa. Ludzie są różni.
Po drugie środowisko ginekologów-położników. Miałem to szczęście, że miałem kontakt i styczność z dwoma lekarzami/ lekarkami, którzy mają duże doświadczenie wyniesione zarówno z centrum zdrowia dziecka w Łodzi jak i w warszawskim środowisku położników. Środowiska lekarskie w danej specjalizacji wbrew pozorom to nie są masy ludzi. Ci ludzie się znają a powodów do spotkań mają sporo.
Wnioski z tych rozmów, na tamten czas:
Z podanych tu szpitali nikt nie mówił o szpitalu w Piasecznie jeżeli chodzi o poród i oddział położniczy. Z kilku powodów: kadra, sprzęt i wynikający z tego stopień referencyjności. Na dzień dzisiejszy ten szpital ma najniższy I stopień, wtedy kiedy się tym interesowałem też tak było.
Madalińskiego - rodzaj "szpitalu taśma", tzn kobieta wchodzi, rodzi, wychodzi, NFZ płaci i koniec. Wiele szpitali w naszym kraju tak działa i nie ma w tym nic niewłaściwego póki wszystko jest ok. Procedury związane z porodem należą do dobrze wycenionych i nie ma limitów. Szpital na madalińskiego nie był polecany, głównie ze względu na podejście i doświadczenie personelu oraz brak intensywnej terapii noworodka razem z dobrą kadrą na tym oddziale. Do tego o ile pamiętam wbrew konstytucji, ustawie, moralności pobierano opłatę za znieczulenie. Dyrektorem wtedy był chyba Pan Chazan, któremu nie podoba się pomóc kobiecie kiedy ma bardzo poważny problem z ciążą ale już jak trzeba pobrać kasę wbrew sumieniu i prawu to wartości katolickie schodzą na dalszy plan. Szpital ma nadal II stopień referencyjności.
W Warszawie w czasie kiedy mnie to interesowało były chyba 4 szpitale z najwyższym III stopniem referencyjności (teraz jest ich 8), do których przywożono kobiety i dzieci np: z Madalińskiego, Piaseczna, Żelaznej, bielańskiego i całej Polski. Były to albo patologie ciąży albo ciąże mnogie albo wcześniaki. W szpitalu, którym rodziły się moje dzieciaki (ciąże nie były zagrożone) były zdjęcia z wcześniakami mającymi w dniu narodzin (około 20 tygodnia) około 550 gram. Proszę sobie wyobrazić taką wagę, dziecko mieści się na dłoni. A obok były zdjęcia tych samych dzieci kiedy miały już rok, dwa. Zdrowe, piękne dzieci.
Uratowali je ludzie, sprzęt (głównie WOŚP), dobra wola i poświęcenie. Rodziliśmy w szpitalu, który jako jedyny wtedy o profilu ogólnym miał taki oddział położniczy. Warunki w szpitalu nie były wtedy super, hiper, mega. Wiele innych warszawskich szpitali miało o niebo lepiej wyglądające oddziały i budynki. Jednak pytanie jest - po co tam jesteśmy i co jest najważniejsze.
Uwaga ogólna - mimo posiadania sprzętu i certyfikatów to ludzie i ich doświadczenie, wola, charakter decydują ostatecznie o wszystkim. W tym przypadku o życiu.