Wyjeżdża sobie taki - właściciel - na sobotę, a w ogrodzie zostawia ekipę i bywa że nie tylko w sobotnie popołudnie, ale tez w dzień powszedni (to jeszcze mogłabym zrozumieć, bo posprzątąc kiedyś trzeba).
O ile kosiarkę dałoby się znieść, to zamiatanie liści na chodniku przy pomocy ryczącej maszyny już nie - na ucho licząc wydaje z siebie ponad 100dB. Maszynka ZGK to przy tym urządzeniu cicha zabaweczka.
Wkur... się i zadzwoniłam któregoś sobotniego po południa z pytaniem, czy mógłby sobie facet darować, bo ludzie przyjeżdżają odpocząć od zgiełku miasta. Na to stateczny pan odpowiedział: "człowiek wykonuje swoją pracę i ma taka maszynę, innej nie ma", propozycja, żeby poprosił ekipę, by ogarnęła miotłą ten niezbyt długi chodnik - byłoby to w trymiga - zamiast maszyną przez prawie godzinę została skwitowana uwagą : "przecież nie codziennie... i nie pracują po godzinie 22, więc nie zakłócają ciszy nocnej..."
Zastanawiam się, czy RM mogłaby podjąć uchwałę chroniącą nasze uszy i nerwy
w dni, kiedy ludzie przyjeżdżający a także mieszkańcy chcą wypocząć i nacieszyć się szumem sosen i śpiewem ptaków?
A także ograniczjącą stosowanie urządzeń wydających dźwięki powyżej (no chociaż) 70 dB?
Byłoby to zgodne (a nawet trochę na wyrost) z Załącznikiem do obwieszczenia Ministra Środowiska z dnia 15 października 2013 r. (poz. 112) dot. ROZPORZĄDZENIA MINISTRA ŚRODOWISKA1) z dnia 14 czerwca 2007 r.